Hehetalia Oto Świat, Panie i Panowie, Panowie i Panie! |
|
| Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sro Wrz 21, 2016 10:44 am | |
| — Nie zawracaj sobie tym głowy – odparł tonem, który był mentalnym odpowiednikiem poklepania po ramieniu. Przy tym uśmiechał się pod nosem. W tym momencie Ameryka był dla niego frapującym widokiem. Coś w tym jego świętym oburzeniu, pełnej moralnego uniesienia wściekłości, sugerowało Anglii, że nie była to furia nakierowana, żeby ranić, karać, nienawidzić. Ameryka po prostu stracił kontrolę nad sobą, wstydził się tego tematu, był skonfundowany, zaczerwieniony, młody i naiwny. Ale nie wyciągnie z niej rozmowy złych wniosków, może nawet, w swoim czasie, dojdą do niego odpowiednie argumenty i sprawią, że zacznie się zastanawiać. Oczywiście, nie przyzna się nawet za milion lat. I będzie regularnie nazywał go teraz starym zboczeńcem. Tak jakby Anglia miał się tym przejąć. Nie był aż taki stary. Będzie też mógł w nieskończoność zaprzeczać, że nie jest zboczony. — Przecież nie chcielibyśmy, żebyś myślał o dewiantach za każdym razem, gdy jesz frytki, prawda? – Odczekał chwilę, chyba z nadzieją, że to zdanie zapadnie głęboko w pamięć Ameryki i zaskutkuje tym, że Stany nie będzie mógł już nigdy zjeść frytek bez myślenia o gejowskim seksie. To byłoby całkiem zabawne. Właściwie nawet bardzo. Po chwili namysłu, Anglia zapisał sobie w głowie, by czasem pamiętać o rzucaniu czegoś sugestywnego, gdy zobaczy, jak Stany je frytki. Skoro Pawłow potrafił zrobić z mózgami psów zadziwiające rzeczy, to może on będzie potrafił podrażnić Amerykę w jakiś sposób. Warto było poświęcić na to jakąś część swojego wolnego czasu. Rumieniec na tej młodej twarzy naprawdę mu to wynagradzał. — Nigdy nie zachowałeś się inaczej niż zgodnie z normą? – Popatrzył na niego z pewnym świeżym zainteresowaniem. To pytanie równie dobrze mogłoby brzmieć, czy Ameryka kiedykolwiek spał z mężczyzną. Albo z męskim krajem. Po prawdzie, gdy tak Anglia teraz mu się przyglądał, dopadły go wątpliwości, czy przypadkiem niepotrzebnie czuł irytację, gdy Stany wspomniał o głośnym seksie z kimś innym. Wątpliwości dotyczyły tego, czy Ameryka spał z kimkolwiek. Zachowywał się, jakby naprawdę wolał siedzieć w kościele na niedzielnej mszy niż pogrzeszyć dla zabawy. — Więc może jednak mam jakieś powody do bycia z ciebie dumnym – wywnioskował wesoło, choć w istocie ironicznie. "Wyrafinowany cynizm i sarkazm". Anglia uznał to za zabawny dobór słów. — Normalnie nazywasz to narzekaniem. Jeśli chcesz, to mogę do tego wrócić. Dokończył coca colę, rozejrzał się po tym, co zostało na ich stoliku i już trzy sekundy później uznał, że ma dosyć odgłosów, jakie wydaje Ameryka przy jedzeniu. — Sądząc po kolorze twoich policzków, ty masz. | |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sro Wrz 21, 2016 1:13 pm | |
| Tak. Ameryka nie zamierzał się przyznawać do niczego, co mogłoby oznaczać jego porażkę. Nie był to mechanizm spowodowany tragicznym dzieciństwem, raczej… Hm. Ciekawe połączenie dumy, umiłowania niezależności, próby bycia starszym, by inni także doceniali jego większość. I, cóż, Anglii. Bo Anglia zawsze zachowywał się wobec Ameryki pobłażliwie, jakby nigdy nie mieli stać na równym poziomie. Ameryka tego nienawidził. - Nawet o tym nie myśl – syknął Ameryka, mrużąc oczy i wbijając wyraźnie zirytowany wzrok w Anglię. – Od samego początku tej wizyty stroisz sobie mało wyrafinowane żarty. Łącznie z tą „skróconą wizytą”. – Alfred parsknął i zamilkł na moment, zajmując się przeżuwaniem bajgla posmarowanego kremowym serkiem, posypanego szczypiorkiem. Dość prosta kombinacja. Dopiero teraz zaczął żałować, że nie zamówił konkretnie bajgli z żółtym serem i szynką, ale była to jedna myśl z wielu, które przemknęły przez jego umysł. Bo choć Ameryka skupiał się na Anglii, na jego słowach i na tym – cholernie absurdalnym – temacie, to jednak w między czasie zdążył już rozważyć tysiące małych szczegółów. Ameryka nigdy nie umiał się skupić tylko na jednej rzeczy. - Mam ci przypomnieć co powiedziałbyś, gdybym to ja robił ci takie rzeczy? Choć pewnie wiesz. Zawsze byłeś skończonym hipokrytą. – Ameryka wzruszył wymownie i ekspresyjnie (da się) ramionami. Tak żeby podkreślić jak beznadziejnym przypadkiem jest Anglia. Starcze zdziecinnienie. To na pewno to. Po prostu staruszek źle znosił rozpad imperium. - Co? – Ameryka zamrugał, nie rozumiejąc pytania Anglii. – To zależy. Czy dla ciebie jedynym odejściem od normy jest ten… Ten typ rozrywki i zbliżenia. – Parsknął. – Są też inne rzeczy, ale ty najwyraźniej uwielbiasz tylko ten jeden aspekt. Może jednak rozważysz tę plażę nudystów Francji? – Ameryka skrzywił się widocznie. Plaża nudystów też w jego opinii była wyuzdanym i idiotycznym pomysłem wschodu. Aż chciało wrócić się do słodkich czasów izolacji. - Jak to jest. Myśleć o takich rzeczach w kulturze, w której odkrycie ramion czy kostki przez kobiety było dramatem na skalę światową? Może jedno z drugim ma jakiś związek? Przy takim hamowaniu siebie musiało wam wreszcie odbić! – Orzekł z przekonaniem. Nawet kiwnął wymownie głową. - Narzekanie brzmi bardziej naturalnie w twoich ustach. Teraz zachowujesz się tak, jakby ktoś cię podmienił. Albo bardzo mocno uderzył w głowę. Opcjonalnie kryzys odbija ci się na zdrowiu psychicznym. Zrobił krótką pauzę i zmarszczył brwi. Skrzywił się wymownie. - Pieprz się – odparł bardzo elokwentnie.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sro Wrz 21, 2016 5:57 pm | |
| Anglia wpatrzył się w bajgla, pustą w środku bułkę z serkiem, która znikała w ustach Ameryki w fascynującym do obserwacji tempie. — Masz rację. Przepraszam – z początku zabrzmiał zupełnie szczerze – powinienem był od razu się domyślić, że bardzo brakuje ci wyrafinowania. W ramach przeprosin czuj się zaproszony na wieczorek poetycki i jakąkolwiek operę, jaka będzie dostępna, gdy następnym razem odwiedzisz Londyn. I może przedstawienie teatralne. Zabiorę cię na wszystko po kolei. Uśmiechał się pod nosem. Oto hipokryta posądzał kogoś o bycie hipokrytą - typowa hipokryzja z jego strony. Ale Ameryka wznosił ją przy tym na nowy, amerykański poziom, tak wysoki, jak największy wieżowiec w Nowym Jorku. — Wykręcasz się od odpowiedzi, Alfred. – Posmakował jego imię na swoim języku. Przyjemnie mówiło się do Ameryki w ten sposób, niemal przyjacielsko, żartobliwie, kąśliwie. Po imieniu. Najlepsze było to, że to Stany odezwał się w ten sposób pierwsze. Ale za to Anglia zupełnie nie czuł się jakby mówił do Alfreda-małego chłopca. Bez cienia wątpliwości rozmawiał za to z Alfredem-chcę-być-dojrzały-ale-zupełnie-nie-jestem. Różnica była duża, ale jednocześnie uświadomiła Anglii, że minie jeszcze bardzo dużo czasu, zanim będzie mógł nazwać Amerykę naprawdę dorosłym. Do tego czasu potrzebował kogoś przy sobie. — To dosłownie zbyt głupia propozycja, żebym wziął ją pod uwagę. Mamy lepsze plaże nudystów na wyspie. Zresztą, mam zdradzić ci sekret? Oparł się łokciem o stół, nachylił się nad Ameryką konspiracyjnie, wykrzywiając wargi w gorzkim rozbawieniu. Dręczenie tego chłopaka naprawdę było banalnie proste. Wystarczyło tylko znaleźć jakąś sprawę, która choć trochę go obchodziła, a później mieć inną opinię. Właściwie Anglia nie potrafił podać w myślach nikogo, kogo byłoby rozdrażnić łatwiej niż Amerykę. Nachylił się jeszcze bardziej, a później wyciągnął dłoń i przysunął sobie pucharek z resztą jego koktajlu. — O czym królowa Wiktoria nie wiedziała, tym nie mogła się oburzyć. A z pewnością nie obserwowała nikogo przez cały czas. Jeśli myślisz, że kiedykolwiek wstrzymywałem się przed zrobieniem czegoś, co chciałem zrobić, to, cóż – urwał na chwilę. – Masz rację. Czasem się powstrzymuję. Podsunął sobie pod nos słomkę i wypił trochę koktajlu Ameryki. Później wstał, poprawił marynarkę, popatrzył na Stany z góry i uśmiechnął się krótko pod nosem, słysząc przekleństwo. — Pójdę zapłacić – rzucił i odszedł na chwilę. Z portfela wyciągnął dolary, ale płacił na tyle powoli, by dać Ameryce czas na przełknięcie swojego zakłopotania. Postanowił, że odpuści już chłopakowi i przestanie go aż tak drażnić. Chyba i tak dał mu trochę do myślenia.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sro Wrz 21, 2016 11:00 pm | |
| Pierwsze słowa Anglii wybrzmiały szczerze, ale Ameryka nie dał się nabrać. Nie ufał mu ani trochę. Może za dobrze go znał, a może był przewrażliwiony. Może nerwowy, choć akurat na tę chwilę zapomniał o szeptach i oczach, choć nadal od czasu do czasu czuł niewytłumaczalny dreszcz, który przebiegał mu po plecach. Teraz jednak oblizał palca bez krzty wstydu i spojrzał w oczy Arthura. Mierzyli się przez chwilę na spojrzenia. Nie, stwierdził w myślach Ameryka. Nie było w tym, że nie ufał Arthurowi nic przesadzonego. - Jeśli stawiasz, może nawet ci wybaczę – stwierdził nie bez cienia ironii, spoglądając w oczy Anglii. Wytarł palce o jedną z papierowych serwetek, którą podano wraz z posiłkiem, colą i shake’ami. - W tej rozmowie zaczynam nie widzieć sensu w odpowiadaniu – wyjaśnił Ameryka, mnąc serwetkę w palcach i rzucając ją niedbale do szklanki po coli. Zerknął na Anglię i zmarszczył nos. Wcześniej nie zwrócił uwagi na nazewnictwa, ale dostrzegł, że Anglia zaczynał nadużywać słowa „Alfred”. Owszem, to Ameryka pierwszy zwrócił się do niego po imieniu, ale przecież byli w sferze publicznej. Czasami wypadało zachować pozory. Poza tym… Ameryka rozparł się wygodnie. To jeszcze niczego za sobą nie niosło, prawda? Wątpił, by Anglia przykładał do tego wagę. Jak już używał jego imienia ironicznie. Tak. Tak właśnie. Ameryka udał, że wcale nie poczuł ulgi, gdy Anglia zapewnił go, że nie zamierza się gorszyć z Francją. Wolał sobie nawet tego nie wyobrażać. Od razu brało go obrzydzenie. - Sekret? – Ameryka uniósł brwi. Nie spodziewał się niczego dobrego, ale gdy Anglia zbliżył się powoli i niemalże… Nie. To były głupie myśli. Ale mimo to coś drgnęło w środku Ameryki, jego serce na moment przyspieszyło, a oddech pogłębił się. A przecież nie powinni się całować, nie w takim miejscu. To kolejna gra, zabawa, zrozumiał Alfred po chwili. Poczuł zawód zmieszany z irytacją – połowicznie na siebie, a połowicznie na Arthura. Skrzywił się. Anglia jak zawsze go nie szanował. Skrócił swoją wizytę, a teraz bezczelnie sobie z niego żartował. Dłonie Ameryki mimowolnie zacisnęły się na kolanach, marszcząc materiał spodni. - Jesteś obrzydliwy – skwitował to wszystko Ameryka. – Lepiej idź – dodał. „Chociaż na to się przydaj”, przeszło mu w złości przez myśl, ale na szczęście powstrzymał się w odpowiedniej chwili. Gdy Arthur wstał od stołu i odszedł Ameryka poczuł się dziwnie. Dopadł go lekki, niepokojący chłód. Obejrzał się za siebie, ale nic się nie zmieniło. Dziwne, przez chwilę miał wrażenie, że coś zobaczył. Musiało mu się przewidzieć.
Ameryka wykonał nerwowy gest ręką, który nie do końca dało się odczytać. Było w tym coś niecierpliwego, ale też jakby zawahanie, które przerwało coś, co najwyraźniej Ameryka chciał zrobić. Może odwrócić się i odejść? O, tak. Tego chciał teraz najbardziej, ale nie pozwalała mu duma i myśli, które kręciły się pogłowie, zagrodzone poczuciem, że jego ucieczka (nie odwrót, ucieczka) sprawi, że Anglia poczuje się jak zwycięzca. A na to nie mógł pozwolić. Priorytetem było nie dać Kirklandowi satysfakcji. Mimo to czuł się trochę… Brudny. To na pewno. Było w tym coś obrzydliwie lepkiego, co teraz przykleiło koszulę do jego ciała nerwowym, chłodnym potem, choć nawet noce w Nowym Jorku w lecie były ciepłe, rozgrzane i duszne. Coś przekręciło się w żołądku Ameryki, gdy tak zagłębiali się w boczną przecznicę na obrzeżach wyspy. Ameryka mimowolnie przełknął ślinę. Na szczęście w barwnych światłach różowych i błękitnych neonów klubów (nie tylko takich, jakie chciał zobaczyć Anglia), nie było widać, że jest blady. Rozbiegany wzrok był za to ostatnio nieodłączną cechą Ameryki, więc to także nie mogło dziwić. Przełknął ślinę. Co chwilę zasychało mu w gardle. - To idiotyczne – burknął, gdy znaleźli się już w odpowiednim miejscu. Ameryka nie chciał o nich wiedzieć, nie chciał wiedzieć, że istnieją. A jednak… Zesztywniał na moment. Spojrzał w bok, jakby ktoś miał ich śledzić, chociaż to była głupota. Podrapał się po karku. - To tu. Trzeba zejść schodami w dół. To… Porządny klub. O ile takie miejsca mogą być porządne. – Skrzywił się. Był sztywnie wyprostowany i patrzył pusto przed siebie, skutecznie omijając wzrokiem Anglię. – Zobaczyłeś… Jesteś zadowolony, czy naprawdę chcesz ciągnąć tę głupią farsę? Obaj wiemy, że robisz to na złość. Cudowna rozrywka na te dwa dni, Kirkland… - urwał. – Jezu. Nie powinniśmy tu być. To brudne miejsce. Mógłbym ci załatwić cholerną kolację w najdroższej restauracji w tym mieście. Albo na tarasie Empire State Building. A ty wolisz się bawić…
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Czw Wrz 22, 2016 2:36 pm | |
| Właściwie dopiero na tej szerokiej neonowej ulicy do Anglii doszło, że Ameryka naprawdę chciał go potraktować jak dobry gospodarz swojego gościa. Albo nawet lepiej. Jak dżentelmen damę. Pomimo problemów przyjechał na lotnisko o czasie, ubrany w garnitur, z kierowcą prowadzącym dobry angielski samochód. Chciał zabrać go do drogich pięknych miejsc, modnych restauracji, gdzieś, gdzie sam czułby się bezpiecznie. Chciał się popisać. Pokazać swoją dorosłość. Nic dziwnego, że nieustannie irytował się, gdy sprawy nie szły po jego myśli, a Anglia nie zachowywał się wobec niego tak, jakby wciąż oczekiwał garniturów, kultury, dojrzałości i szacunku... Biedny. — A to podobno ja narzekam. Anglia umilkł, zamyślony nad tym, co powinien powiedzieć Ameryce i co zrobić, kiedy już tam wejdą. Krok miał przy tym spokojny i pewny, a czuł się – zaskakująco dobrze. Miał wrażenie, że w końcu podjął decyzję i, dzięki temu, przestał stać w miejscu. Czy to będzie dobry wybór czy zły, przekona się kiedyś, ale teraz musiał realizować swój plan. Odetchnął. Później przystanęli przed wejściem. Szyld nie zdradzał niczego szczególnego, miejsce również mogłoby znaleźć się w każdym dużym mieście cywilizowanego świata. Właściwie nawet normalnie nie zauważyłby, że akurat tędy chodzi więcej mężczyzn i to często pojedynczo – a przy tym takich, którzy nie wyglądali do końca na klubowiczów. Ale wiedział gdzie są, a gdyby tak nie było, to słuchał długiego nerwowego ciągu zdań, jakie wyrzucał z siebie biedny, znerwicowany Ameryka. Anglia popatrzył na niego. Rano ta sprawa zaczęła się jako żart, ale teraz widział coraz więcej powodów, żeby faktycznie zabrać go tam na dół. — Tak. Pomyśl o tym, gdy następnym razem nazwiesz mnie snobem potrafiącym przebywać tylko w towarzystwie arystokratycznej klasy wyższej – uśmiechnął się. – Chodź, Ameryko. Zobaczmy, czego się tak boisz. Poszedł pierwszy, nie czekając, czy Ameryka zrobi to samo. Schody były wąskie i wysokie, zakręcały się tak, że nie widać było dołu. Zapach skojarzył się Anglii z zaduchem. Od razu dobiegł go stłumiony dźwięk jazzu, który wzbudził w nim dreszcz nagłego zainteresowania. Chciał zobaczyć Amerykę w tym otoczeniu, chciał mu pokazać, kim są ludzie, których tak bardzo się brzydzi. A w efekcie, kto wie, może to będzie pierwsza zmiana, jaką uda mu się w nim wprowadzić. Nie, żeby Anglii jakkolwiek zależało na prawach dewiantów. To, czego chciał dokonać, to pokazanie Ameryce dostrzegania różnych punktów widzenia. — Jedno jest pewne – odezwał się nagle. Przez cały dzień unikał mówienia o tym, czego Ameryka tak się bał, ale teraz nadszedł odpowiednia chwila. – Gdy jesteś na plaży nudystów, nie musisz się bać, że ktoś chowa podsłuch pod płaszczem. Gdy jesteś tutaj, też nie musisz się bać niektórych rzeczy.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Czw Wrz 22, 2016 8:41 pm | |
| - Bo narzekasz – uściślił Ameryka. – I to bardzo często. Przypomniał Anglii, gdyby ten zapomniał. Schemat był dość prosty. O ile Ameryka robił coś po swojemu i coś, co sam chciał – Anglia wyrażał całą stertę pretensji czy uwag. Oczywiście Ameryka nie robił tego samego w zamian! To teraz było wyjątkową sytuacją, o której nie wypadało nawet nic więcej mówić. W końcu Anglia robił coś więcej niż tylko głupią rzecz. Ale cóż. Ameryka był gotowy łaskawie mu wybaczyć. Może. Byleby mieć to jak najszybciej za sobą. - Pomyślę. Teraz wyobrażę sobie, że udajesz snoba, a w rzeczywistości jesteś starym zboczeńcem. Faktycznie brzmi lepiej. – Alfred skinął głową. Jeszcze kilka epitetów przychodziło mu do głowy, ale łaskawie je pominął. Dla dobra Anglii oczywiście i by nie prowokować go do gorszych zachowań. Chciał po prostu mieć to już z głowy i wrócić do apartamentu. Położyć się. I najpewniej nie przespać nocy, ale kogo to obchodziło. Ameryka dzięki temu mógł robić setki innych rzecz, a nadal miał wrażenie, że i tak brakuje mu czasu. - Ech… - Ameryka dopiero w tej chwili odkrył, że naprawdę miał nadzieję, iż uda im się tego uniknąć. Nie mogło być jednak tak dobrze. Szkoda, przemknęło mu przez myśl, zdążył się jednak powstrzymać od wyrażenia tego na głos. Nie zamierzał dawać satysfakcji Anglii. Ruszył za Anglią. Sam zapach duszności, portu i wody kolońskiej tworzył znajomą mieszankę. Mimo to w tych warunkach już on przyprawił Amerykę o mdłości. Gdzieś z dołu dobiegała ich przytłumiona muzyka. Trąbka i saksofon dominowały w tym starciu, schodząc nisko i wysoko w odstępach sekund. Ameryka zatrzymał się na moment na jednym ze stopni i odetchnął cicho. Naprawdę wiele go to kosztowało. - Biorąc pod uwagę, że ten kto założył FBI jest… - urwał. Zastanowił się i parsknął cicho. – Nie o to ci chodzi, prawda? – Westchnął. Przestąpił kolejne stopnie. Poczuł mimowolny dreszcz, który osiadł mu na dnie żołądka. - Nie bądź głupi. To nie argument. Cokolwiek masz na myśli, prywatne mieszkanie jest równie dobre. Nawet lepsze – zauważył. Dłoń Ameryki przemknęła po wilgotnych, zimnych kamieniach tworzących nisko sklepioną piwniczkę, o której sklepienie Ameryka niemal zawadzał głową. Z oddali dostrzegł zarysy męskich sylwetek skryte w półmroku i gęstym, tytoniowym dymie. Dalsze pomieszczenia były już wyższe, odpowiednio przystosowane. Pachniało drogim alkoholem. Ameryka naprawdę wybrał najlepszy z możliwych. Ale to niczego nie zmieniało. - Po co to robisz? Na złość?
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Czw Wrz 22, 2016 9:27 pm | |
| — Nie, nie o to mi chodzi – odparł gładko, przestępując ostatnie cztery stopnie do baru. – I... naprawdę jest? No, proszę. Nie wiedziałem o tym. Tego dnia byli z Ameryką w wielu miejscach, począwszy od małego mlecznego baru na obrzeżach Queens, przez spacer po Central Parku, obiad na Time Square, kończąc właśnie tutaj. Po zmierzchu, w barze dla homoseksualistów. Anglia nie przypuszczał, by gdziekolwiek wzbudzili takie zainteresowanie przez godzinę jak tu w kilkanaście sekund. Wielu mężczyzn zawieszało na nich dłużej wzrok; nie przerywali rozmów, nie przestawali palić, nie gapili się ostentacyjnie. Ale zauważyli ich tak jak w normalnym klubie zauważono by jakąś nieznaną nikomu piękność. Anglia zupełnie im się nie dziwił. Na pewno patrzyli na Amerykę. Kto by nie patrzył? Stany był tutaj absolutnym ideałem urody – niemal niespotykanym w stosunku do całego tego morza zwyczajności, przeciętności, rzeczywistości. Ten bar należał do ludzi mających swoje życia, wady, zalety i własną historię, za chudych, za starych, za brzydkich, za przeciętnych. Ameryka wydawał się gładki, świeży i chłopięcy jak ktoś wyciągnięty prosto z plakatu propagandowego. Albo może jak postać z książki. — W domu nie byłoby tak ciekawie. – Anglia uśmiechnął się leciutko. Ci wszyscy ludzie pomyślą, że Ameryka należy do niego, więc nie będą próbowali niczego głupiego. Podobała mu się ta myśl. Bez wahania, pewnym krokiem stałego bywalca, podszedł do zatłoczonego baru. Barman uprzedził go, pytając, co może podać. — Dwa razy whiskey. — Jesteście tutaj pierwszy raz? – Wpół zapytał, a na wpół stwierdził samotny młody człowiek siedzący tuż obok. Wypuścił z ust chmurę papierosowego dymu. Nie wydawał się ani nadmiernie zaciekawiony ani też zbyt obojętny. Anglia, którego normalnie zirytowałoby wtrącenie się obcej osoby, w tym miejscu uznawał to za całkiem normalne. — Jestem z Londynu – odparł. – A on z Waszyngtonu. Mamy jedną wolną noc, więc przyszliśmy zobaczyć, czy to prawda, co mówią o tym miejscu. — A co mówią? — Och, że można tu poczuć tą słynną amerykańską wolność. Odwrócił się do Ameryki, popatrzył na niego z uśmiechnął się pod nosem podszedł, niosąc dwie szklanki whiskey. Kostki lodu odbijały się od szkła. — Usiądźmy gdzieś, Alfred. Widzę tam miejsce – stwierdził z dziwną łagodną nutą. Może to jego brytyjski akcent, który równie skutecznie sprawiał, że miłe rzeczy brzmiały ironicznie, a kąśliwe niemal miło i troskliwie. A może faktycznie złagodniał nieco w obliczu oczywistej irytacji młodszego narodu. W dalszym ciągu zachowywał się, jakby nic tutaj nie było dla niego nowością i nie krępował go brak jakiejkolwiek kobiety ani okazjonalne oznaki niecodziennej bliskości; czasem ludzie stykali się ramionami, nachylali ku sobie, znajdywali się jakby bliżej siebie niż to społecznie dopuszczalne między mężczyznami. Gdzieś ktoś trzymał się za ręce, ale przede wszystkim głęboka muzyka mieszała się ze szmerami rozmów. Wielu wciąż przyglądało im się z ciekawością, ale ci, którzy przyszli w parach, wydawali się poświęcać większą uwagę sobie nawzajem. Anglia zwolnił nieco kroku i podał Ameryce jedną ze szklanek whiskey. — Wierz bądź nie, Jones, ale rzadko chcę zrobić ci coś na złość – powiedział bez śladu szyderstwa, które często dziś okazywał. W jego głosie nie było też nawet krzty wyższości, ani śladu do poczuwania się kimś lepszym od pozostałych. Anglia lubił myśleć, że na wszystko jest miejsce i czas. A gdzie indziej miałby rozmawiać z Ameryką otwarcie, niż w miejscu, które istniało, by ludzie chociaż na chwilę mogli być tym, kim byli naprawdę? — To twoi ludzie. Co ci szkodzi pobyć z nimi przez chwilę? Przy okazji możemy w końcu naprawdę porozmawiać.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Czw Wrz 22, 2016 11:41 pm | |
| - Ciekawie? – Ameryka uniósł brwi. Nie dodał jednak nic kąśliwego, choć takie uwagi same cisnęły się na usta. Ruszył za to spięty przed siebie, zerkając nerwowo na boki i otaczających go ludzi. Opary dymu papierosów i cygar był ciężki i gęsty. Siwe chmury zdawały się ciążyć wokół ich głów jak puchate, duszące szale o drapiącym gardło i łaskoczącym nos zapachu. Czuł na sobie spojrzenia. Nie lubił tego uczucia. Towarzyszyło mu ostatnio zbyt często, ale nawet teraz praktycznie odczuwał powłóczyste i długie spojrzenia, które przebiegały po jego karku. Lepkie i chłodne, wywoływały dreszcz, który wspinał się po jego kręgosłupie. Strząsnął go z siebie, skupiając się na plecach i karku Arthura. Tutaj utkwił wzrok, starając się ignorować wszelkie przeczucia, które jak robaki zjadały go od środka. Nagłe pytanie wyrwało go z utrzymywanej pozy spokoju. Ameryka drgnął, ale nie odwrócił się w stronę mężczyzny. Udał, że zapatrzył się na barmana rozlewającego bursztynowy płyn do dwóch szklanek. Dźwięk grzechoczącego lodu ledwie przebijał się w cichej i uwodzącej jazzowej muzyce. Ameryka odetchnął, opierając głowę na dłoni i ruszył się dopiero wtedy, gdy zrozumiał, że Anglia skierował jakąś kąśliwą uwagę w jego stronę. Spojrzał na niego pusto. Zacisnął usta w wąską linię i ruszył za nim. Pochylił się nad ramieniem Arthura i syknął mu do ucha. - „Amerykańską wolność”? Naprawdę? – Wyprostował się i zmrużył oczy. Jego dłonie automatycznie odnalazły drogę d kieszeni. Znowu nie miał co z nimi zrobić. Prychnął. Naturalnie nie zaufał tonowi w głowie Anglii. Nie był w stanie przy tym wszystkim chyba już w niczym mu zaufać. Tak przynajmniej sądził. I wcale nie był obrażony. Skądże. Poszedł jednak posłusznie, byle dalej od tego wszystkiego. Przyjął szklankę. - Naprawdę? – Ameryka tymczasem wcale nie szczędził ironii, która wyraźni wylała się z jego obruszonego tonu. – Uwierz mi, jestem w prawdziwym szoku. Daj mi chwilę, by z niego wyjść. Hmph. Skoro tak mówisz… Ale nie wierzę, by to miejsce… Zresztą nie ważne. Jak uważasz. – Westchnął teatralnie, zasiadając na fotelu przy stoliku, który zdecydowanie do niego nie pasował. Ameryka upił trochę cierpkiego alkoholu. Spojrzał w bok i przez chwilę milczał, rozważając co właściwie to wszystko ma oznaczać. Przypomniał sobie pocałunek na lotnisku. Spierzchnięte usta Arthura, które smakowały whisky i nikotyną. Mimowolnie dotknął kącika ust i zaraz, jakby chcąc zmyć z warg to uczucie upił solidny łyk whiskey. Aż się skrzywił.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pią Wrz 23, 2016 7:41 am | |
| Anglia podał Ameryce szklankę, jednocześnie patrząc mu w oczy. Stany wyglądał tak okropnie spiętego, jakby już teraz ktoś ugryzł go prosto w tyłek. A kiedy był zdenerwowany, to sprawiał wrażenie równie bezbronnego, co napięta linka w obliczu nożyc. — Przyda ci się – stwierdził zdawkowo, a później sam posmakował nieduży łyk. Przycisnął opuszki palców do zimnej szklanki i uśmiechnął się z satysfakcją, słysząc, że Ameryka usłyszał to, od początku było skierowane do niego. I obruszył się tym, oczywiście. Spojrzał na niego z rozbawieniem, a później spacerowym krokiem poszedł w kierunku wypatrzonych wolnych miejsc. Kątem oka obserwował zgromadzonych tu ludzi, dziesiątki męskich twarzy, cały przekrój urody, wieku i klas społecznych. Wśród nich byli na pewno jednymi z lepiej ubranych i wyglądających, ale Anglia nie uważał tego za zaskoczenie. On wszędzie przeważnie taki był, Ameryka bez wątpienia też – nie mogło być miejsca, w którym nikt nie zawiesiłby na nim wzroku na dłużej. Co pewnie dawniej napełniało go jakimiś pozytywnymi wrażeniami, ale w tym miejscu i o tym czasie musiało denerwować go jeszcze bardziej. — Co jak co, ale nie zaprzeczysz, że ci ludzie pragną własnego miejsca, które pozwoli im żyć takimi, jakimi są – stwierdził. – Poza tym są Amerykanami. Mamy więc tutaj i amerykańską i wolność. Czy tego chcesz, czy nie. – Otarł się o jego ramię, gdy mówił ostatnie słowa. Dziś zdarzyło mu się to już po raz kolejny, choć z każdy inny dotyk nosił znamiona przypadkowości. Teraz Anglia po prostu szedł tak blisko Ameryki, że musieli poczuć siebie nawzajem, a odsunął się dopiero, gdy dotarli do stolika. Stąd widać było niską scenę, na której muzycy na tle ściany z zimnej czerwonej cegły grali jazz. — Naprawdę. Usiadł wygodnie, rozejrzał się jeszcze raz, ale później skierował całą swoją uwagę na Amerykę. Przesunął wzrokiem po jego spiętych ramionach, sztywnej sylwetce, zastygłych w jednym grymasie rysach twarzy. Stany wyraźnie próbował odciąć się od wszystkiego, co go otaczało. Jego mowa ciała aż krzyczała o tym, że znalazł się tutaj przypadkiem, wcale nie chciał przychodzić, nie ma nic wspólnego z ludźmi wokół siebie. Anglia przewrócił oczami i już miał to skomentować, ale wtedy zauważył delikatną zmianę i zrezygnował. Może jednak Ameryka nie będzie potrzebował jego kazania. Jeśli tak po prostu da mu się przestrzeń, to dojdzie do własnych wniosków. A jeśli nie, to trzeba będzie przemawiać do niego tak, by przynajmniej sądził, że to jego własne wnioski. Innych zwyczajnie nie akceptował w swojej głowie, nieważne, jak rozsądne by nie były. Więc ostatecznie Anglia sam milczał, dając Ameryce chwilę czasu na przyswojenie atmosfery. Nie miał wątpliwości, że oprócz kwestii otaczających ich ludzi, Stany myśli o tym, co Anglia powiedział mu przed chwilą. Tutaj mogli rozmawiać. Popatrzył na topiący się w whiskey lód. Upił ze szklanki. — Zadaj mi pytanie – powiedział.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 24, 2016 8:37 am | |
| Ameryka spojrzał pusto na podaną szklankę. Odruchowo wypił łyk gorzkawego płynu, który pozostawił piekący posmak na jego gardle. Parsknął, gdy przetrawił wreszcie słowa Anglii. Spojrzał na niego i uniósł ironicznie brwi. - Chcesz mnie upić i wykorzystać? Niecna technika, Arthurze. Parsknął i spojrzał niechętnie po zgromadzonych w klubie ludziach. Czuł ich emocje i myśli. Gdyby chciał, zagębiłby się w tym, pozwolił porwać atmosferze. Na moment stałby się jednym z nich, zrozumiałby ich obawy, lęki i pragnienia. Zapiłby się, by potem wymiotować w jakiejś wannie ze złoconymi kurkami. Może nawet kochałby się z kimś na jednym z ukrytych w cieniu wnęk szezlongów. Ale Ameryka nie chciał tego robić. Nie chciał ich zrozumieć, ani się wczuć. Palce nerwowo zaciskał na szklance. - Cudowna logika. Niemalże bezbłędna. Niemalże… - zawiesił znacząco głos. Bezczelnośc Anglii nieodmiennie go drażniła, choć nie znajdywał słów, by zachwiać pewność siebie Anglii bez uciekania się do niskich i zbyt oczywistych zagrań. A tego nie chciał. Miał jakąś dumę i świadomość, że pewnych rzeczy nie powinno się mówić z tak błahego powodu. A to oznaczało, w uproszczonej wersji, że wcale nie był tak zły, jak chciał wyglądać. Co nie oznaczało, że się rozluźniał. Nadal był spięty. Marszczył wymownie brwi i zerkał nerwowo na jakąś parę, która wpadła na stołek z wazonem z kwiatami, pod naporem teatralnych pocałunków. Ameryka parsknął i wtulił policzek w dłoń, której łokieć oparł na stole. Spojrzał na Arthura krzywo i bez przekonania. Na pewno były lepsze miejsca, ale ile razy miał to powtarzać? Nie miał już sił. Parskną tylko i wzruszył ramionami. Na nagłe zdanie Arthura, zlustrował go uważnie i podejrzliwie wzrokiem. O co tym razem mu chodziło? Co to za nowa gra? Spojrzał sceptycznie w zielone oczy, ale jak zawsze – od zarania dziejów – nic nie umiał z nich wyczytać. Poluzował krawat, nie wiedząc co zrobić z dłońmi. Dał sobie chwilę. Parę sekund, podczas których rozważył odpowiedź. - Czy ty jesteś normalny? – spytał więc, rzucając wyzywające spojrzenie Anglii. – Bo jak dla mnie zdrowo popieprzony. – Zrobił krótką pauzę. – Chcesz, żebym spytał cię o to, co miało miejsce wtedy? Czemu sam nie zaczniesz. | |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 24, 2016 8:41 am | |
| — Za wysoko się cenisz. Nikt nie jest niezastąpiony, choćby ten bar jest pełen ludzi, którzy sami chętnie daliby się wykorzystać – uśmiechnął się. Nie było tajemnicą, że większość homoseksualistów prowadziła życie równie zdegenerowane jak oni sami. Ponoć potrafili spać z kilkoma partnerami w tygodniu albo z więcej niż jedną osobą jednocześnie. Anglia zakładał, że tylko paru z nich nie skusiłoby się na jednorazową przygodę z kimś młodym i chętnym. Choć Anglia podejrzewał, że Ameryka mówił o każdym rodzaju wykorzystania z wyjątkiem seksualnego. Nieważne. Nie po to przyszli tutaj, żeby rozmawiać o polityce i gospodarce. Albo, żeby wykorzystywać biednych, głupich, prawdopodobnie chorych zarówno psychicznie jak i fizycznie ludzi, do przekomarzanek. Parsknął pod nosem. — Ciekawe, ilu z nich ma nieszczęśliwe żony. To nie byli jego ludzie ani jego kraj, więc nie potrafił poczuć tego miejsca naprawdę, więc po prostu umilkł i zaczął leniwie przyglądać się szczegółom. Milczał, dając Ameryce chwilę na to, by atmosfera w niego wsiąknęła. Niech posłucha jak niesamowicie wiele działo się tutaj, na dole, w miejscu, o którego istnieniu nie chciał pamiętać. Papieros obracany przez długie blade palce. Ślad po obrączce na opalonej dłoni, odblask światła w czyjejś szklance. Niskie ściany z czerwonych cegieł, droga i wyczyszczona do połysku lada. Przytłumione rozmowy, z których czasem dało się usłyszeć urywkowo jakieś słowa. Trzy wielkie kostki topniejące w whiskey barwy kory starego drzewa, albo i jeszcze ciemniejszej. Zapach mężczyzn, strumienie jazzowej muzyki splatające się ze strugami papierosowego dymu. Garnitury i zarosty i – nagle – nieufna, butna niebieskość oczu Ameryki. Jego oczy były tak samo zaskakująco intensywne niezależnie od oświetlenia. Kojarzyły się Anglii z małym skrawkiem nieskończonego dnia polarnego pośrodku nowojorskiej nocy. — Przecież to oczywiście, że nie jestem normalny. Myślałem, że to ustaliliśmy. Spodziewał się dokładnie takiej reakcji Ameryki, więc, oprócz lekkiego skrzywienia, nie zareagował wybuchem. Patrzył się w jego twarz, szukając w niej uparcie czegoś bliżej nieokreślonego. Może momentu, w którym to uniesienie Ameryki w końcu opadnie i w którym będą mogli porozmawiać tak naprawdę o tym... co musieli ustalić. — Zacząłem już dawno temu – stwierdził powoli, z cieniem irytacji. – A dzisiaj chcę pewnie ustalić, co się stanie między nami po tym, jak wyjdziemy z tego baru. Więc... Ostatni moment, żeby się wycofać. Zawsze mógłby znaleźć tak wiele innych wyjść. Ale pomimo tej myśli, Anglia czuł się bardziej pewny, niż wielu innych decyzji w swoim życiu. Odetchnął; chwilę później przez jego ściśle profesjonalny ton przebiło się bliżej niezidentyfikowane uczucie. — Wiem, co miało miejsce wtedy, więc jeśli kiedykolwiek chciałeś mnie o coś zapytać, to teraz daję ci szansę. Równie dobrze możemy dziś wyjść i nigdy więcej o tym nie rozmawiać. Masz na to moje słowo.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 24, 2016 12:06 pm | |
| Ameryka prychnął cierpko, mrużąc oczy. Wargami znowu dotknął chłodnego szkła. Gorzki smak rozlał się po jego ustach. Cichy, statyczny szum wypełnił jego uszy. - Za wysoko czy nie - nie jestem nimi. Ja nie zamierzam się dać. Zwłaszcza twoim gierkom. Jeśli o to chodzi... Urwał. Rozejrzał się niechętnie po otaczającym go tłumie - często ciało przy ciele. Usta przy ustach. Wręcz pokazowo blisko siebie, jakby nareszcie mogli pokazać wszystko to, co tłumili w sobie przez dni, miesiące, może lata. I jakby chcieli nadrobić za przyszły stracony czas. Ameryka na chwilę poczuł, że to rozumie – co było złym znakiem. Szybko wzruszył ramionami, jak gdyby nic z tego nie miało miejsca. - Dużo - podsumował głucho. Może trochę cierpko, bo przez chwilę był nimi. Tymi nieświadomymi, tymi smutnymi, złymi, okłamującymi same siebie. Na przekór, ale jednak trochę i wbrew sobie. To był odruch. Nowy Jork tętnił w jego żyłach. Wzdrygnął się i spuścił wzrok. Ciszę, jaka zapadła po tych wrażeniach, przełamał dźwięk jazzu. Cichy i kojący. Na moment usypiający, by potem zakwitnąć złocistą synestezją muzyki. Ameryka wsłuchał się w niego z nieskrywaną przyjemności. Lubił melodię swoich stanów. Jazz, swing, rock ‘n’roll. Każdy z nich był inny, każdy miał swój urok. Czy to biały w cekinowym stroju czy czarny w fedorze z głębokim, zachrypniętym głosie. To byli jego ludzie. Tutaj też? Ameryka ocknął się. Parsknął. Potarł skronie. Nawet nie zauważył, kiedy dym przestał mu przeszkadzać. Sam odruchowo sięgnął po paczkę. Jego dłoń zatrzymała się z nią tuż nad stołem, gdy usłyszał słowa Arthura. Zastygł. - Ustalić - posmakował tego słowa. - Zabawne określenie. Choć nie do końca było mu do śmiechu. Czy to jakiś kontrakt? Umowa? Kolejny związek polityczny między krajami? Zlustrował Anglię wzrokiem, oczekując na wyjaśnienia, które go zadowolą. Bo teraz sam nie wiedział, co powinien zrobić. Zdążył się już przekonać, że to na lotnisku, wtedy w Anglii, nie miało sensu. Było kolejnym sekretnym przypadkiem. Niczym więcej. Zdążył sobie już wmówić, że do tego nie wrócą. I wrócili. Oczywiście. - Dawno temu? – powtórzył. Coś skręciło się w jego żołądku. Przez chwilę nie nadążał, a może po prostu miał problem z… Czym właściwie? To było zaskakująco jasne i klarowne. (Choć troszeczkę irytujące, ale Ameryka zignorował tę część siebie.) - Myślisz… - urwał i wyprostował się raptownie. A potem coś w nim pękło i roześmiał się dziwnie, gardłowo. – Myślisz, że byłbym zły o twoje zachowanie na lotnisku, gdybym chciał się wycofać? Z nas dwóch to ty wychodzisz rakiem. – Nachylił się nad stołem i zmrużył oczy. Szturchnął Anglię w pierś. – Ale powinieneś wiedzieć, że ze mną tak się nie postępuje, Arthurze. Więc to wszystko to forma romantycznej kolacji z wyzwaniem uczuć…? – Urwał. Udawał luźną rozmowę, choć zrobiło mu się ciepło. I coraz goręcej. Znowu szarpnął sztywny kołnierzyk. - Powiedzmy sobie coś… - Wrócił na swoje miejsce. – Czy to jakaś umowa? Powiedziałeś „ustalać”. | |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 25, 2016 10:22 am | |
| "Twoim gierkom..." Anglia zmarszczył brwi, ale utrzymał na twarzy uśmiech człowieka, któremu nic nie może zagrozić. — Bez wątpienia – mruknął z ironią. Wielu sądziło, że z nimi pogrywa. Choć część nawet miała rację, to ci ludzie prawie zawsze mylili się w odgadywaniu zasad gry i powodów, jakimi Anglia się kierował. Choć zwykle było mu na rękę, tak teraz wolałby, by Ameryka stał się mniej krytyczny. Może faktycznie będzie lepiej, kiedy wypije parę szklanek whiskey, potem spróbuje czegoś jeszcze i upije się tak, żeby jutro wszystko pamiętał. Nie bardziej. Cały ten dzień był raczej niefortunny i ciężki, ale Anglia chciał go zakończyć z jakimś wdziękiem, tak, żeby obaj wspominali go miło, jak niezgrabny początek zupełnie nowej ery. Naraz bar wypełnił po brzegi złocisty dźwięk saksofonu. Dłuższe pociągnięcie urwało się, aż zastąpił je szereg krótszych, melodyjnych brzmień i piosenka z melancholijnej przekształciła się w barwną, żywiołową i jednocześnie przejmującą do kości. Anglia nie odwrócił się, żeby spojrzeć na zespół, uśmiechnął się jednak, zadowolony z atmosfery tego miejsca. Czuł, że alkohol musnął go już od środka; jego ciepłe, elektryzujące palce przesuwały się po wnętrzu jego głowy, wzdłuż przełyku, po żołądku. Podniósł szklankę do toastu. — Więc za żony i rodziny, których nie byłoby, gdyby istniał wybór. Wypił whiskey. Jego zamieram nie było wcale poprawić losu tych ludzi, jednak świetnie sprawdzali się jako wymówka do zirytowania Ameryki. I może do wprawienia go w konkretny nastrój, podsunięcia mu odpowiednich myśli. O równości, wolności i prawie do szczęścia. I może o tym, jak różni byli ludzie, którzy tworzyli jeden naród, albo jeden sojusz. Tego wszystkich, tych ideologicznych bzdur, Anglia potrzebował dziś bardziej niż paranoi Ameryki. Chciał jego siły, a nie słabości. Posmakował alkoholu małymi łykami. Później odczekał chwilę, zamyślił się i w końcu odetchnął. — Jakiego określenia ty byś użył? Przyglądał się reakcji Ameryki: jego skrzywieniom, jego widocznej irytacji i uniesieniu. Jego serce drgnęło leciutko na ten widok. Tak jak podejrzewał, to mogło oznaczać tylko jedno. Stany nie zamierzał się wycofać. Anglia miał ochotę coś powiedzieć, skomentować, parsknąć, ale powstrzymał się. Czuł się dziwnie. Dawno temu znalazł w wysokiej trawie małego chłopca. Później stracił go na zawsze. Więc... Kiedy właściwie to wszystko się zaczęło? Kiedy zmieniło się aż tak bardzo? — Tak. – Usłyszał swój własny głos. Panował nad sobą, pomimo tego, co czuł i teraz pomyślał, że to jest problem: to, że za dobrze nad sobą panuje, przez co Ameryka nigdy mu nie wierzył. Ameryka ani nikt inny. Przesunął palcem wzdłuż linii szklanki. — Tak, to coś w stylu umowy. Prosta. Chciałbym, żeby to działo się na jasnych zasadach. Czy to coś dla ciebie zmienia, Alfred? – Coś na jego twarzy drgnęło. – Chciałeś, żeby to się wydarzyło bardziej romantycznie. Ale powiedz mi szczerze, wyobrażasz mnie sobie w romantycznej sytuacji? Przypatrzył mu się, a późnij na twarz wyrwał mu się rozbawiony uśmiech. — To zmieni wszystko – rzucił jakby bez związku z niczym i znów na chwilę umilkł. Odkrył nagle, że nie patrzy na Amerykę, tylko gdzieś w tłum, gdzieś w papierosowy dym, szukając tam czegoś, czego nigdy nie znajdzie. Przeszłość wisiała na włosku – albo raczej, pomyślał sarkastycznie, wisiała na jednym słowie. Jego żołądek zacisnął się w supeł, a uśmiech zszedł mu z twarzy. Anglia wsłuchał się więc w jazz i przymknął oczy. — Powiedz mi tylko słowo, Ameryko. | |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 25, 2016 12:26 pm | |
| Ameryka uniósł szklankę do góry i przyjrzał się jak przez bursztyn przeciska się niezgrabnie trochę stłumionego blasku mlecznych lamp, okrytych gęstymi abażurami. Spojrzał na Anglię nie bez cienia ironii, gdy ten podniósł toast za cierpiące kobiety, nieszczęśliwe dzieci i skrzywionych mężczyzn, ale świat zawsze miał swoje wzloty i upadki. A ludzie szczęśliwe i nieszczęśliwe życia. Ameryka nie myślał nawet, by się nad tym rozwodzić. Uniósł szklankę i upił ją – pierwszy znak, że jednak zaczyna opadać w swoim wcześniejszym postanowieniu i sztywności. Nadal trochę unosił się dumą, ale gorzki, ostry smak przyjemnie działał na zmysły. Cichy szum narastał w uszach i głowie, oplatał się wokół jego umysłu złotą siecią. - Ja…? – Ameryka otworzył i zamknął usta, nie umiejąc prosto odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno nie podobało mu się ujmowanie tego wszystkiego w tak… Sztywnych politycznych ramach. Jakby nie mogli przeżyć pasji, namiętności, tylko zawsze o krok przed nimi były ich jestestwa jako krajów. Każdy związek był umową, obopólną zgodą, zaplanowaną i rozsądną. Właściwą, przy tym kim są naprawdę. - Chyba po prostu wolałbym, gdyby miało to w sobie mniej ze sztywnej formalności, Arthur – wyjaśnił więc po prostu, przyglądając się Anglii. Czego oczekiwał? Co chciał zobaczyć? Wątpliwość zakłuła jego serce. A jeśli to była tylko kolejna zagrywka polityczna? Nie, to bez sensu. Na pewno nie… Czy był naiwnym romantykiem? Kraje mogły nie umieć inaczej, nie funkcjonować w ten sposób. Mimo to poczuł zimny dreszcz wspinający się po jego kręgosłupie, który w dziwnych proporcjach mieszał się z podekscytowaniem, narastającym w jego trzewiach. Ameryka drgnął. Szklanka prawie wyślizgnęła mu się z palców. Ameryka syknął i zacisnął mocniej na niej palce. Zamrugał. - Wiesz… - zaczął. Co miał powiedzieć? Czy Anglia wyśmieje go za jego uczuciowe mrzonki, za te marzenia, że coś takiego mogło się wydarzyć… Inaczej, bardziej spontanicznie? A może to była spontaniczna forma. Jak pocałunek wtedy na lotnisku? Alfred miał mętlik w głowie. W takich chwilach wybierał grę, choć był fatalnym aktorem. Nawet teraz zmieszanie odbijało się w jego oczach, choć przybrał na twarz zawadiacki uśmiech. - Nie spodziewałem się ciebie w takiej sytuacji, więc może i z tym potrafiłbyś mnie zaskoczyć. I tyle. Zagrzebał w sobie romantyczne, dziecinne oczekiwania, które zdążył pielęgnować we własnej wyobraźni przez ostatnie parę miesięcy. Zauważył, że spojrzenie Anglii uciekło gdzieś ponad jego ramię. Spróbował je złapać, przywołać do siebie. Żołądek związał mu się w supeł, a w gardle zaschło bez ostrzeżenia (to na pewno od alkoholu). To już? Tak prosto? Oczekiwał tego, ale gdy nadeszła ta chwila, nie mógł uwierzyć, że wystarczy jedna rzecz. Jedno słowo. - Jak powiem „tak”… Czy to naprawdę musi coś oznaczać – dla świata? Nie może po prostu dla nas? Bo chcę. Spojrzał mu w oczy, jego błękit błyszczał od narastającej determinacji. - Chcę, ale to nie może się zmieniać ot tak, jak zawieje polityczny wiatr, Arthur. Chcę tego między nami, nie między krajami.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 25, 2016 6:43 pm | |
| Anglia dał się zaskoczyć i po raz pierwszy spojrzał na Amerykę wzrokiem osoby, która nie do końca spodziewała się takiego ciągu wydarzeń. Zmarszczył brwi. Z jednej strony... z jednej strony nie wyobrażał sobie innego narodu, który mógłby tak szczerze powiedzieć, że nie pasują mu formalności, ale z drugiej? Z drugiej Anglia naprawdę nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy od Ameryki coś, co naprawdę będzie potwierdzeniem tego, że coś czuje. A to coś jest właściwie niemal niewinne, naiwne i ludzkie. Kiedyś – właściwie wcale nie tak dawno temu – nie było właściwie niczego innego, co Anglia bardziej chciałby usłyszeć z ust Ameryki. Za to dziś tą sztywną formalnością ukrywał prawdę, że sam nie był tego wszystkiego pewny. — Cóż, długo zwlekałeś, żeby to zrobić swoim sposobem, więc robimy to moim – stwierdził ostro, jakby nie dostrzegł tutaj powodów do radości i próbował się obronić. Po chwili jednak spojrzał na Ameryką sponad szklanki whiskey. Przenikliwie i krytycznie, ale niecodziennie długa pauza sugerowała, że nie jest z nim aż tak dobrze, jak próbuje udawać. W końcu uznał, że i tak nie znajdzie lepszych słów, niż te, które miał w głowie. — Koniec wojny – przypomniał mu po prostu. – Miałeś szansę. Chociaż cię nie odtrąciłem, to tak nigdy nie wspomniałeś o tym, co wtedy zrobiłeś. Więc przykro mi – uśmiechnął się, by podkreślić, że jest znaczenie tego wyrażenia poznał najwyżej w jakimś słowniku. – Nie przyjmuję reklamacji co do mojego sposobu działania. W pewnym sensie żartował, bo uważał, że tak naprawdę zawinili obaj. Ameryka pocałował go zbyt nagle, on sam odpowiedział za późno i żaden z nich nie był wystarczająco trzeźwy, by nie móc później pomyśleć, że to wszystko to jedna z dziwnych, alkoholowych pomyłek. Obaj udawali, że nic takiego się nie wydarzyło. Anglia postarał się, by o tym nie pamiętać przy żadnej z kolejnych okazji i, szczerze mówiąc, to był pierwszy raz, gdy o tym wspomniał. Poczuwał się więc do współodpowiedzialności za to, że pozwolił tamtemu wydarzeniu nic nie znaczyć. Ale, cóż, Ameryka nie znał się na jego żartach, więc tak czy siak wziąłby to na poważnie. Ameryka nie znał się ani na żartach ani na aktorstwie – udawał marnie, ale chyba nawet się nie starał. W końcu to on był osobą, która zawsze starała się uśmiechać do losu, choćby i ten rzucał mu nieustannie same kłody. Zresztą z tych kłód zacząłby wycinać łodzie i w przeciągu pięćdziesięciu lat byłby już magnatem i największym dostawcą ryb w swoim kraju. — Właśnie powiedziałeś "tak". I to nie oznacza ani mniej ani więcej, niż "tak". Anglia nie patrzył na Amerykę, a ton miał suchy, niemal pouczający, jak często, gdy uczył czegoś Amerykę, albo, gdy poprawiał jego błędy. Patrzył w swoje whiskey. Lód w szklance stopniał, teraz został już sam alkohol. "Biedny, naiwny Ameryka" pomyślał Anglia z mieszaniną pogardy i sympatii, które jakoś nigdy się nie wykluczały. Nie dało się całkiem go tolerować, był okropny w tak wielu sprawach. Ale nie dało się też tak po prostu go nie podziwiać. Nie ma "tylko nas". Nie może być. Jesteśmy narodami. Nagle Anglia poczuł jak mocną falą zalewa go jakieś dziwne, ironiczne rozbawienie. Kiedy opadło na dno jego żołądka, powiedział sobie, dość. Wystarczy. Usłyszał to już. Wiedział o tym. Ameryka to mówił, tak brzmiał, nie dało się wymyślić innej opcji, albo wymówki. Trzeba było zrobić jeszcze tylko pół kroku, wciąć się w garść, uwierzyć. Przyznać przed sobą. Świat się zmienił. — No, dobrze. Przekonałeś mnie. Spróbujmy czegoś nowego i zobaczmy, jak sprawdza się ten twój sposób na świat. Anglia dopił resztkę whiskey i odstawił pustą szklankę na pół. Poczuł, jakby z resztą alkoholu na dno jego żołądka opadła resztka starego świata. Niedługo ją przetrawi i pozbędzie się jej na zawsze. Spojrzał na Amerykę. Nagle wydał się leciutko zdziwiony, jakby widział go po raz pierwszy w swoim życiu. Popatrzył mu w oczy, ale po chwili spuścił wzrok na jego usta.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 25, 2016 9:11 pm | |
| Ameryka zamrugał, po czym zmrużył oczy i zmarszczył brwi. Zmierzył spojrzeniem Arthura i parsknął cicho. - Ja? Zwlekałem? – spytał po prostu, nie oczekując raczej dokładnej odpowiedzi. Wyrażał tym cień ironicznego zdumienia, które miało maskować faktycznie zdumienie. Bo Ameryka domyślał się o co chodzi Anglii, ale przecież żaden z nich… Wtedy… Anglia także myślał, a Ameryka… Bał się? Nie, naprawdę o tym nie myślał, nie czuł, nie rozważał tego. Jeszcze nie. Nie wtedy. Wtedy był upojony radością i potęgą, która stała się jego udziałem. Wtedy czuł, że cały świat leży u jego stóp, rozpierała go siła i uważał, że mógł mieć wszystko. Także Anglię, który kiedyś posiadał jego. Nie, to wtedy nie była miłość. Raczej szaleństwo. Imperium. Ameryka wzdrygnął się wewnętrznie na tę myśl. Nie. Nie był imperium. Był inny. - Wtedy? Długo czekałeś – zauważył Ameryka. Zastanowił się. Długa pauza, jaka zapadła pomiędzy słowami Anglii dała mu do myślenia. Czy Arthur nie miał pewności co do jego uczuć czy może całej sytuacji? Co powinien on o tym myśleć? Wiedział, że wątpliwości – w przypadku Anglii i Ameryki, są jak najbardziej na miejscu. Ale ostatnio Ameryka wszystko musiał rozpatrywać z perspektywy kraju i miał tego dość. Czarę goryczy przelano, gdy zabroniono mu widywać się z Anglią, bo… Bo tak? Dlatego pokazał wtedy środkowy palec. Bo w tamtym momencie jeszcze nie chodziło o nic więcej, Ameryka był tego pewien. Dopiero tamten wyjazd. To… Coś. Alfred nie umiał tego nazwać, bo nigdy dotąd… Anglia był zawsze obecny, ale Ameryka nigdy dotąd nie myślał o nim w innym sensie niż… (Chciał mu po prostu zaimponować.) A teraz? - Szybko zmieniasz zdanie – zauważył z cieniem uśmiechu. – Ale to nic, wiesz, to nawet ciekawe. – Dopił alkohol do końca. Pomyślał o tym, że chce więcej. Dokładka brzmiała na dobry pomysł. Zaraz… - Pokażę ci, że świat nie musi być zgorzkniały, cyniczny. Pokażę ci miłość amerykańską, a nie europejską. I… - urwał i zrobił uroczystą pauzę. Czas było na jakieś tandetne wyzwanie albo naprawdę głupi suchar. - I na pewno spodoba ci się ona w łóżku. – Wstał i pochylił się nad stołem. Pocałował Anglię, co było cholernie niewygodne, ale jakże przyjemne. Posmak whisky lepił ich usta, pot był słony, spierzchnięte wargi przyjemnie drapały skórę. - A teraz – oznajmił Ameryka, odsuwając się i z przekornym uśmiechem, którym nadal maskował nieśmiałość, wahanie, zaskoczenie i – najważniejsze – szczerą radość, chwycił obie szklanki w dłoń. – Trzeba będzie wznieść toast za naszą głupotę, tak?
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 25, 2016 10:45 pm | |
| W twarzy Ameryki dostrzegł cień zwątpienia i niepewności, ale oba te uczucia szybko przygasły, zastąpione jakimś nowym entuzjazmem. Stany od razu przeszedł do rzeczy i chociaż, cholera, często wydawało się, że myśli raczej wolno, że dziwi go wiele spraw i nie rozumie jeszcze większej ich ilości, to ta prosta żywotność i zdolność do natychmiastowego podjęcia wyzwania – nie dlatego, że było proste, ale dlatego, że było trudne – była w nim tak ożywiająca, inna i fascynująca. Anglia zawsze czuł się urzeczony, gdy na to patrzył. Nie potrzebował Wintsona Churchilla, by mu powiedział, że w Ameryce jest coś cennego, wartościowego i prostego zarazem. Anglia czuł, że jego wątpliwości wcale nie topnieją, że nic nie zmienia się tak nagle, jakby się wydawało... Ale dla Ameryki już było inne. Anglia słuchał go przez pierwszą sekundę, dwie, trzy, coraz bardziej zaskoczony, aż w końcu nagle nie wytrzymał i bez ostrzeżenia parsknął śmiechem. Na chwilę wszystko odeszło: i głód i zmęczenie, wątpliwości i wgryzający się głęboko w jego kości niepokój. Nawet jazz wydawał się brzmieć optymistycznie, a szare powietrze nie gryzło w płuca aż tak bardzo. — Planujesz to od czterech sekund i już brzmi absolutnie okropnie. Koszmarnie. To właściwie najgorsza rzecz, jaką słyszałem od dawna. A Ameryka nawet nie wspomniał jeszcze o tym, że jest dobry w łóżku. — Amerykańska miłość – powtórzył szyderczo, patrząc na Stany z nagłym ożywieniem. I całe szczęście, że Stany wstał od stołu, gdy zaczął mówić następne zdanie; zanim Anglia zdążył przetrawić, co usłyszał i stworzyć dostatecznie dobitną odpowiedź, poczuł już usta Ameryki na swoich. Ciepłe, lepkie. Smakujące jak alkohol i papierosy. Jeszcze bardziej ciepłe, gorące jak jego skóra, jak jego głupi temperament. I to był dopiero początek. Było inaczej niż za pierwszym i drugim razem, ale w jakiś sposób Anglia czuł, że tak jest prawidłowo. Zanim pocałunek zmienił się w dwa pocałunki, trzy i dziesięć kolejnych, Ameryka odsunął się z głupim uśmiechem na ustach. Podniósł dwie szklanki (nie zauważając, że Anglii była już pusta) i wydawał się z siebie bardzo zadowolony. Ale Anglia został z jego smakiem na ustach i myślą, że przyjemnie było nie myśleć. Tak dla odmiany. Oczywiście to nie miało związku z tym, że, jeśli miałby zacząć, to wróciłby do myślenia o tym, jak przed chwilą Ameryka zdążył pochwalić się, że amerykańska miłość jest lepsza od europejskiej, a amerykański seks, no, cóż, amerykański seks jest przynajmniej zadowalający. Anglia nie chciał wybuchnąć śmiechem w takim momencie, więc musiał znaleźć inny sposób na przetrwanie. — Nie. – Mierzył go przenikliwym wzrokiem. W końcu sam wstał i pochylił się nad stolikiem. Chwycił Amerykę za krawat, przesunął po nim palcami i następnie pociągnął w swoją stronę. — Absolutnie nie teraz. Skoro już to ustaliliśmy, to nie marnujmy czasu na toasty. Wystarczy już słów, zwłaszcza, jeśli masz rzucać je na wiatr.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Wto Wrz 27, 2016 11:33 am | |
| Ameryka nie dał się tak łatwo zbić z tropu. Już nie. Jeszcze chwilę temu Anglia miał nad nim przewagę, ale w chwili, w której sam powiedział, że tego chce, przewaga stopniała wprost proporcjonalnie do narastającej pewności siebie Ameryki, w którego oczach odbił się blask, a usta rozciągnęły się w uśmiechu. - Wiedziałem, że ci się spodoba. Zobaczysz, będziesz chciał więcej – zapewnił go z przekonaniem, ignorując jawnie ironiczne uwagi Anglii, które obecnie nic nie mogły mu zrobić. Wszystko zostało zadecydowane. Podjęto decyzje i już nic nie stało m na drodze. Prawie. Prawie nie, ale Ameryka o to nie dbał. Nie w tej chwili. Był impulsywny, rozpierała go energia i żył tu i teraz. Kto by się przejmował tym co będzie jutro, pojutrze, za miesiąc czy za rok? To wszystko dopiero przed nimi. Teraz mieli coś znacznie ważniejszego przed sobą. Amerykańską miłość. Anglia mógł się śmiać dowoli, ale jeszcze zrozumie. Ameryka uznał, że doleje im obu whisky przed toastem, ale Jubi jest debilem i opisała to w mierny sposób. Teraz jednak zatrzymany przez gwałtowny ruch Anglii, pozostał w bezruchu, spojrzeniem przesuwając od angielskiej dłoni, aż po angielską twarz. Ich oczy spotkały się. Gorące uczucie rozpanoszyło się po ciele Ameryki tak nagle, jak nieokiełznany pożar. Alfredowi zrobiło się duszno w ten przyjemny, przytłumiający zmysły sposób, który działał jak upojenie lub narkotyk. Jego uwaga skupiła się na Anglii, znajdującym się tak blisko i teraz zmuszającym go do pochylenia się, ugięcia karku i zgięcia pleców, by nie zostać uduszonym. Ręce Ameryki powoli odstawiły szklanki, uśmiech na jego twarzy rozplenił się, nie do wybicia. Oczy błyszczały podnieceniem, oczekiwaniem i może cieniem czegoś jeszcze. Czegoś niepokojącego, czającego się na granicy wzroku. Zachłannością? Jakby było to coś nowego dla krajów. - Więc co proponujesz? Zabrałeś mnie w tak publiczne miejsce, tylko po to, by wyznać mi… Hm. Czy to miłość, Arthurze? Nie ważne. – Ameryka sięgnął dłonią w stronę twarzy Arthura. Nie była to wygodna pozycja, ale nie przejmował się nią. Jego palce musnęły policzki i brodę drugiego kraju. Ameryka uśmiechnął się filuternie, chochlikowato, a jego oczy błysnęły humorem. - Będziemy dzisiaj grzeczni, czy może zrobimy coś szalonego? Skoro już pokazujesz mi tę swoją złą, zboczoną stronę, czemu nie pokażesz więcej? Zamierzasz to dawkować, czy może od razu pokażesz mi, jak bardzo się myliłem w ocenie twojej jakże starej i sztywnej osoby? Prowokował go? Wyzywał? Raczej ukrywał własną niecierpliwość i pragnienia.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Wto Wrz 27, 2016 8:03 pm | |
| Zadymione powietrze wciąż wibrowało jazzem, a Ameryka wydawał się z każdą sekundą coraz pewniejszy siebie. Jakby już wygrał i podpisał kontrakt w całości dla niego korzystny. Wydało się, że przestał się martwić w momencie, w którym po raz pierwszy pocałowali się za obopólną zgodą. Anglia popatrzył mu w oczy i uśmiechnął się nieco. — Twoja prostackość mnie przeraża – mruknął. Mówił prawdę; w tym momencie Ameryka budził w nim uczucie na granicy ciepła ogrzanego salonu i gorącego tchnięcia potężnego pożaru. Anglia zignorował szklanki, zignorował całą resztę konwenansów, zakładając, że coś takiego nie ma prawa istnieć w miejscu, w którym chorzy psychicznie ludzie zbierają się, by poddawać się swoim dewiacjom. Albo, by "okazywać wolną miłość", jeśli ładniej ująć to w słowa. Odgiął nieco szyję, gdy Ameryka spróbował dotknąć jego twarzy. Znów się uśmiechnął, a jego oczy były – wyjątkowo – pełne wielu różnych emocji. "Masz rację, to nieważne." Po prostu pochylił się i pocałował go delikatnie w policzek. — ...proszę? – Zmarszczył nagle brwi i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Jeszcze rano absolutnie poważnie rozważał, czy Ameryka uprawiał z kimkolwiek seks. Teraz miał pewność. Że nie. Nigdy. Jeśli próbował, to jego kochanka prawdopodobnie nie dała rady wytrzymać ze śmiechu. Ale pomimo tych sarkastycznych myśli, Anglia zastanawiał się bardzo poważnie... I równie poważnie spojrzał Ameryce w oczy. — Nie wiesz, co mówisz – parsknął niespodziewanie. Od pocałunków i od chorobliwego, gorącego wnętrza, jego skóra zaróżowiła się zauważalnie, a on sam nie mógł się wyzbyć uczucia, że wie może mniej niż Ameryka. Na pewno nie wyobrażał sobie, że jeszcze tego wieczoru, w pierwszej kolejności po tym, jak przyznają przed sobą, czego chcą, chłopak zapyta go, czy pójdą uprawiać seks. Najlepiej, tu, teraz, na podłodze, choćby na oczach tych kilkudziesięciu mężczyzn. Coś w Anglii się poruszyło. Odsunął się od Ameryki, ale nie usiadł z powrotem w miejscu. Zamiast tego odwrócił na chwilę wzrok, żeby ochłonąć. Wziął głęboki wdech. — Chodźmy stąd, Alfred.
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. | |
| |
| | | | Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|