Hehetalia Oto Świat, Panie i Panowie, Panowie i Panie! |
|
| Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sro Wrz 14, 2016 10:03 pm | |
| Ameryka wyglądał tak, jakby słowa Anglii nie do końca go dosięgły. W rzeczywistości Alfred nie odpowiedział, nie wiedząc jak ma odpowiedzieć. Roześmiać się? Prychnąć? Zakpić? Uwierzyć? To ostatnie brzmiało tak abstrakcyjnie… Z drugiej strony na ułamek sekundy wydawało mu się, że Anglia mówi prawdę, że naprawdę… Choć to była bzdura. Niemożliwa, naiwna i ckliwa bzdura. Dlatego przeszli dalej. Z rozmową, która zaprowadziła ich aż pod samochód. Teraz mogą się rozluźnić, rozerwać. Złapać oddech. Zapomnieć na chwilę o polityce. Ludzka strona Alfreda na pewno chciałaby tego obopólnego zaufania. Drugiej osoby, która nie wbije mu noża w plecy. Każdy potrzebował kogoś takiego. Inaczej popadało się w paranoję. A o ile za krajami często stali przywódcy, to za Ameryką stało FBI z podsłuchem. Nie miał nawet tego. A teraz… Zaraz. Co. Wszystkie plany Ameryki zatrzymały się, spłowiały, a potem rozbiły. Przez chwilę Alfredowi wydawało się nawet, że słyszał brzęk tłuczonego szkła. Jego dłoń sparzona klamką poczerwieniała szybko, choć on sam zdawał się tego nie zauważać. Obrócił się w stronę Arthura. W całej jego postawie – sztywnej, wyprostowanej, w napiętych mięśniach na karku – widać było oszołomione zwierze, przygotowujące się od ucieczki lub ataku. A ponieważ miało się do czynienia z Ameryką – raczej tego drugiego. - Rozumiem? – powtórzył, poddając pod wątpliwość słowa Anglii. – Powiedziałeś, że z Churchillem jest już lepiej. Wytrzyma parę dni bez ciebie. Nie wolałby, żebyś był tutaj? – spytał szybko, z cieniem powściągliwej agresji, która odmalowała się także w jego znacznie chłodniejszym spojrzeniu. Jeśli chwilę temu wyobrażał sobie jakby to było mieć kogoś, z kim mógłby dzielić cały ten ciężar, to teraz tamta ludzka strona znowu ucichła. Zagłuszył ją kraj. Cynicznie myślący o tym, że nie może to być tak proste. Anglia robi to z premedytacją. Po tym co się wydarzyło. W co grał? Ameryka zmrużył oczy. W co grała cała Europa? Za mało wiedzieli. Strefa buforowa pomiędzy nim a ZSRR mogła robić wszystko. Skłaniać się w dowolną stronę, a co jeśli… Ameryka nie zauważył nawet, gdy lewa dłoń zaczęła mu drżeć. - Acha – powiedział po prostu. Nie, to było za mało. Nie wystarczyło zwykłe „acha”. Przerwa była krótka i ostra. Raczej nieprzyjemnie zawisła pomiędzy nimi, ale Ameryka jak zawsze nie wytrzymał pierwszy. - „Okazało się” – parsknął. – Mogłeś zatelefonować. Nie fatygowałbym się na lotnisko. Ameryka otworzył drzwi gwałtownym ruchem, trochę zbyt mocno. Mechanizm zgrzytnął niebezpiecznie, jakby Ameryka był na skraju wyrwania ich z zawiasów. Na wyzywający uśmiech odpowiedział czymś co chyba próbowało być uśmiechem. Ale nie wyszło. Frustracja wzięła górę, a Ameryka znowu poczuł nieodpartą chęć, by zapalić. Skrzywił się. - Byłe mocarstwo z kolei najwyraźniej uważa, że mocarstwo nie jest warte poświęcenia mu kilku dni. To przez czwarty lipca? Wystarczyło powiedzieć, Anglio.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Czw Wrz 15, 2016 9:36 am | |
| Anglia lubił się sczyścić – przed sobą i może czasem przed Francją – że zna Amerykę na wylot. Teraz znowu przypomniał sobie małego chłopca gotowego stanąć w drzwiach, by nie pozwolić mu wyjechać, potem jeszcze wkraść się na statek, a kiedy żadna z tych rzeczy nie zadziała, pogrążyć się w lodowatej obrazie i oburzeniu. Ameryka od małego bywał nieposłuszny i egoistyczny. Nie istniała dla niego opcja, że coś może pójść nie po jego myśli. Później ten mały krnąbrny chłopiec wyrósł na zbuntowanego nastolatka, następnie na niezależny, młody kraj. Ale czym był dzisiaj? Jak Anglia mógłby nazwać zachowanie, którego doświadczał w tym momencie? Był pewien, że ma na to kilka określeń, tylko, że niecenzuralnych. — Nie powiedziałem, że ta decyzja podlega dyskusji, Ameryko – odparł krótko. Uznał, że zrezygnuje z okazywania, jak oburzająca jest sugestia, że na wpół oficjalne spotkanie ze Stanami miałoby być dla niego ważniejsze od zdrowia Wintsona Churchilla i spraw imperium razem wziętych, bo przecież zbyt dobrze wiedział, że Ameryka bywał po prostu bezczelny... Co mogło być znośne, gdy był mały i niewinny, ale teraz te wszystkie jego wady splątały się ze sobą i prowadziły do niebezpiecznych zachowań. A także do tego, że coraz bardziej zasługiwał na przytrzaśnięcie mu głowy drzwiami samochodu. Zdecydowanie zasługiwał, stwierdził Anglia. To, co poczuł, było wzburzone i toksyczne, tak potężne jak rozsadzający kły węża jad. Poczuł przemożną potrzebę, żeby splunąć nim w twarz Ameryki za samą tylko sugestię, że jest niepotrzebnym gościem, marnotrawieniem czasu. Mała wysepka, przypomniał sobie jego słowa. Biedne, upadłe, żałosne imperium. — Jeśli dwa dni to dla ciebie za mało – brzmiał lodowato spokojnie, ale wyzywająco – to wciąż mogę zawrócić. Nawet nie wyjechaliśmy z lotniska. Cofnął się o krok od samochodu i popatrzył na Amerykę ironicznie. Nie skomentował jego pytania. — Powiedz tylko słowo – dodał, czując, że w tym momencie stawia wszystko na jednej szali. Wcale nie chciał stąd wyjeżdżać, ale nie zamierzał też ulegać kaprysom Stanów. | |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Czw Wrz 15, 2016 11:29 am | |
| - Nie powiedziałem, że zamierzam dyskutować – odparł opryskliwie Ameryka, co było jawnym kłamstwem o czym wiedzieli obaj. On i Anglia. Ale Ameryka nie przejął się tym i nawet nie próbował udawać. Zmrużył oczy i spojrzał na Anglię chłodno, pozornie bez przejęcia, choć nie trzeba było wiele, by przejrzeć jego grę. Ameryka nigdy nie był dobrym aktorem. Nigdy nie uważał, że musi nim być. To z nim liczyli się kraje, a on nie musiał ich podchodzić. Był szczery, to była jego prymarna cecha. Zaraz obok umiłowania wolności. Więc Ameryka rzadko kłamał czy oszukiwał. Ludzie dawali się nabrać nie na jego wyrafinowaną grę, ale na charyzmę, otwartość i szczere zainteresowanie, które mylili z sympatią. Podczas gdy Ameryka mógł kogoś lubić, ale rzadko na kimkolwiek mu zależało. Anglia zaś był w szarej, niezdefiniowanej strefie, w które samotnie egzystował jako wielka niewiadoma. Czy Ameryce zależało czy tylko czuł się prowokowany angielskim zachowaniem? - Powiedziałem, że mogłeś powiadomić mnie wcześniej. Zaskakuje cię to? – Uniósł brwi. Czy Anglia myślał, że Ameryka był chłopcem na posyłki, któremu łaskawie rzuca się ochłapy i wszystko jest w porządku? Że tak po prostu może go traktować jak chce. Jakby nic nie zaszło. Jakby wszystko nagle było ważniejsze od niego? O, nie. Zdecydowanie nie. - Jeśli przylot tu był przykrym obowiązkiem, który starasz się ukrócić – nie krępuj się – odparł Ameryka. Oczywiście – i jak zawsze – zanim pomyślał. Nie chciał, żeby Anglia odleciał, zrozumiał to już w następnej sekundzie. Chociażby mieli siedzieć obok siebie w obojętnym i lodowatym milczeniu. Chociażby mieli się ignorować, nienawidzić, narzekać i kłócić się cały ten cholerny czas. Ameryka nie chciał, żeby Anglia pojechał. Ale nie przechodziło mu to przez gardło. Jedynym dowodem na jego chęci był fakt, że spuścił z tonu. Wzruszył ramionami, jakby zbywał całą tę sprzeczkę i przyjmując pozę znużonego (choć w rzeczywistości nadal był wściekły, obecnie równorzędnie na Arthura i siebie), wsunął się do samochodu, prychając cicho. - Cokolwiek. Zrobisz jak chcesz, Anglio. Przecież nie mogę zmusić cię, żebyś został. Jesteś wolnym człowiekiem. Szkoda tylko, że nie uważasz za istotne informować mnie o takich rzeczach wcześniej. Mogłem się domyślać, że fakt iż planujesz zostać tu aż do moich urodzin jest co najmniej podejrzany… - Uśmiechnął się cierpko do swojego odbicia w szybie.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Czw Wrz 15, 2016 2:24 pm | |
| — Oczywiście, że nie powiedziałeś – parsknął Anglia. Przecież Ameryka słynął z takiej wyważonej małomówności. Jeśli już się odzywał, to dlatego, że miał przemyślany cały plan. Z kimś takim dyskusja od razu była przegrana, więc szkoda było tępić język na pana doskonałego, prawda? Upał lał się z nieba, a on był spocony, zmęczony i głodny. Nieważne, jak wielka paranoja mogłaby dotykać Ameryki, nie zamierzał rezygnować ze swojego prostego poczucia dumy. Pokręcił więc głową i odparł niecierpliwie: — I przepraszam, że tego nie zrobiłem – choć sam dowiedział się o konieczności zmiany planów niedługo przed wylotem i nie miał ani czasu ani ochoty, by zawczasu informować Amerykę. Stwierdził, że teraz równie dobrze może powiedzieć mu o tym na miejscu, ale teraz widział, że to był zły pomysł. Dał mu się sprowokować. Nie. Nie był. Ameryka po prostu miał wymówkę, odpowiedni argument, żeby wściekać się całkowicie bezkarnie. Tak jak wtedy z bronią atomową. Nie chodziło mu wcale o poczucie nadwyrężenia zaufania pomiędzy ich państwami. Był zły tylko i wyłącznie dlatego, że Anglia odważył się robić coś wbrew jego woli. Zupełnie jakby uważał wyspy brytyjskie za swoją kolonijną strefę wpływów. Na samą myśl o tym Anglia skrzywił się i popatrzył w twarz Ameryki z rosnącym zniecierpliwieniem. W końcu nie wytrzymał. Każdy kolejny argument, który słyszał, był coraz głupszy i bardziej irracjonalny. — Nie odwracaj kota ogonem – przerwał mu lodowato. Och, do diabła... Wyprostował się, zrobił krok w kierunku Ameryki i kontynuował. A właściwie to skwitował, bo dużo z kontynuacji w jego komentarzu nie było. — Och, zamknij się, idioto. Powiedział to spokojnie i uprzejmie, jakby dziękował kierowcy za sprzedanie mu biletu, ale jednocześnie na tyle głośno, jakby chciał dać znać każdemu szpiegowi w okolicy co myśli o ciskającym w niego mentalne pioruny Ameryce. Słowa przyniosły mu pewną ulgę, przypuszczalnie podobną do tej, którą odczuwa się po opróżnieniu pełnego pęcherza. W przypływie frustracji obdarzył go kolejnym ostrym spojrzeniem, aż coś nagle do niego doszło. Myśl, że ani Stany tego nie chce, ani on. Wyminął Amerykę, otworzył tylne drzwi od samochodu, wrzucił na siedzenie swoją walizkę, a następnie odwrócił się do Stanów. — Wiem, że chcesz, żebym tutaj został, więc przestań jęczeć jak dziecko, które nie dostało lizaka – rzucił ostro. Tylko tyle, a później wsiadł do samochodu, popatrzył pustym wzrokiem na szofera i zwrócił się do niego całkiem innym tonem; milszym, ale całkowicie obojętnym. — Kiedy wsiądzie, zabierz nas do pierwszego lepszego mlecznego paru, jaki znajdziesz po drodze.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pią Wrz 16, 2016 10:39 am | |
| Ameryka spojrzał ostro i cierpko na Anglię. Poziom jego irytacji skutecznie przekraczał kolejne poziomy zdrowego, a teraz już oscylował na granicy wybuchu. Z tak irracjonalnego, ale paradoksalnie ważnego dla Alfreda powodu. Bo Anglia jeszcze nigdy nie był na jego urodzinach. I nie będzie także w tym roku. To fakt, pomyślał Ameryka. To coś jak codzienność. Nie powinien się był nastawiać. To przede wszystkim. Skrzywił się. - Och, wybacz, że śmiałem coś poczuć – parsknął, i wsiadł do samochodu z drugiej strony, nie mniej nerwowo niż jeszcze chwilę temu trzaskając za sobą drzwiami. Usiadł na rozgrzanym siedzeniu w dusznym tyle Bentleya i otworzył okno, pozwalając sobie na oddech… Cóż, zdecydowanie nie powietrza. Zapach na zewnątrz różnił się od duchoty wnętrza samochodu tym, że było czuć w nim jeszcze opary benzyny, gdy samochód zapalił. Ameryka zrobił wymownie rozdrażnioną minę na sam ten fakt. Teraz zdecydowanie potrzebował świeżego powietrza. Papierosa. Drinka. Samotności. Ostatnio przebywanie z innymi bardziej go męczyło i irytowało. Czuł się ciągle przez nich oceniany – to raz. Po drugie czuł, że mu nie dorównują. Że podczas gdy oni rozmawiają o przyjęciach, koktajlach, modzie i filmach komediowych, on ma na rękach szalę świata. I gdyby trzymał ją całą byłoby… Dobrze, prawda? Ale musiał balansować ją ze Związkiem Radzieckim, który ostatnio zachowywał się dziwniej i dziwniej. (Ameryka nie miał sobie nic do zarzucenia.) - Ale tobie nikt nie karze zostać – zauważył szorstko Ameryka. – Jeśli chcesz… - Wzruszył ramionami zbywająco, żeby podkreślić, że do niczego Anglii nie zmusza. Że jest mu to obojętne. Problem polegał na tym, że wcale, cholera, nie było. Ruszyli. Wyjechali poza parking, wyjeżdżając na drogę prowadzącą w stronę bardziej zbitego centrum miasta. Ameryka zastukał nerwowo i niecierpliwie o oparcie na drzwiach. - I co? Chcesz mi teraz powiedzieć, żebym cieszył się małymi rzeczami czy coś w podobnie bzdurnym guście? – Spytał Ameryka, unosząc brwi.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pią Wrz 16, 2016 3:45 pm | |
| Ameryka po raz drugi trzasnął drzwiami, a Anglia odczuł cień niepokoju na myśl, że te nie wytrzymają. Bentley był piękną, pełną klasy i elegancji bestią. Nie zasługiwał na takie traktowanie. Poza tym fakt, że jakiś chłopak wyrwałby drzwi od samochodu mógłby wzbudzić niepotrzebne zainteresowanie otoczenia, a to z kolei odsunęłoby Anglię od perspektywy zimnej szklanki z coca colą i jakiegokolwiek posiłku. Westchnął pod nosem, ale nie odpowiedział Ameryce. Nie popatrzył też na niego, choć Stany usiadł obok, a nie obok szofera na przednim siedzeniu, czego Anglia podświadomie się spodziewał. Ten przypadkowy gest uświadomił mu jednak, że nie powinien popadać w jakąś szczególną wściekłość z powodu tego, jak Ameryka się zachowuje. W irytację, owszem. Nie było także opcji, żeby dał sobą pomiatać. I prędzej padnie trupem niż podporządkuje się jego kaprysom. W tej sytuacji nie tylko obaj chcieli spędzić ze sobą ten czas, ale obaj tego potrzebowali. Anglia zamierzał być lojalnym sojusznikiem i zachować się rozsądnie. — Skończ już z tym – uciął stanowczo. Odczekał krótką chwilę. Silnik bentleya zamruczał, a następnie cały samochód zaczął drżeć jak niecierpliwy rumak tuż przed rozpoczęciem wyścigu. Ruszyli z parkingu, a światło odbijało się od szyb i raziło w oczy. — Ty i cieszenie się małymi rzeczami? Musiałbym tu i teraz dostać udaru mózgu – odparł. Jak na fakt, że wewnątrz kipiał ze złości na Amerykę, to udało mu się skonstruować długie i neutralne w tonie zdanie. Pogratulował tego sobie, a później uznał, że skoro już przełamał pierwsze lody, to może odpuścić resztki złości. W końcu co z nich wyniknie? Będą na siebie mruczeć, furczeć, podobijają się spojrzeniami o różnym natężeniu pogardy, a, koniec końców, ominął ich te wszystkie rzeczy, dla których naprawdę się tutaj spotykali. Więc zrezygnował. Rzeczy małe, pomyślał. Ameryka mógł się z nich nie cieszyć ale on zamierzał. Z tego, że niedługo wypije coś zimnego, zje coś ciepłego, ochłodzi się, a swoją obecnością wprowadzi trochę rozsądku w życie Ameryki. Da mu jakąś wsparcie i lepiej zrozumie jego sytuację. — Może, gdy przestaniesz się boczyć, uświadomisz sobie, że następne spotkanie mamy w Waszyngtonie za trzy tygodnie – dodał łagodniej. Znów się zamyślił. Kolejna mała rzecz warta cieszenia się nią była taka, że Ameryka wściekał się aż tak o taką drobnostkę. Musiał mieć już w głowie jakiś dłuższy plan całego ich spotkania. Od słodkiego początku na lotnisko, gdzie Anglia miał mu jakoś subtelnie okazać uczucie i tęsknotę, bo pięć dni w Nowym Jorku, które mieli spędzić na ponownym odkrywaniu siebie nawzajem, na zrozumieniu, kim i czym teraz są. Czy Ameryka planował również przetestowanie tego, jak sprawdzą się jako coś więcej niż sojusznicy? Jak wiele myśli musiał mieć w głowie, ile wizji tego wszystkiego. Mógł twierdzić, że jego myśli zajmuje tysiąc innych ważnych spraw, ale teraz Anglia zdobył pewność, że jednak poświęcał swój czas na myślenie o nim. — Ale skoro już mowa o małych rzeczach, to całkiem się cieszę, że aż naprawdę zależy ci na moim towarzystwie. Dlatego postanowiłem nie być na ciebie zły.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pią Wrz 16, 2016 5:14 pm | |
| Naturalnie głównym powodem, dla którego Ameryka nie kończył, był fakt, że Alfred lubił mieć ostatnie słowo. Zawsze. Praktycznie czuł, że musi je mieć. Rosja powiedział coś nieprzyjemnego? Ameryka, nawet gdy nie miał pomysłu, by odpowiedzieć od razu, dbał o to, by w końcu poinformować Ivana co o nim myśli. (Okresowo czerpał nawet przyjemność z budzenia go nagłymi telefonami w środku nocy, co niestety potrwało równe dwa dni z rzędu, potem Rosja przestał odbierać.) Z Anglią wcale nie było inaczej, ale prawda była taka, że nie było to zachowanie bez powodu. Z każdym innym krajem Ameryka nie musiał się starać, ale ci dwaj… Ta dwójka zawsze starała się, by stłamsić go i zamknąć. A Ameryka robił im wszystko na przekór. (Nie, to wcale nie było dziecinne.) - Posiadanie ambicji nie jest wadą. To zaleta. Nie zaspokoi mnie byle co. To dobre dla osób, które lubią tłumaczyć, czemu do niczego nie doszły – stwierdził spokojnie Alfred, wzruszając ramionami. Po chwili rozsiadł się wygodniej, nie wytrzymując długo w pozie spiętego, zesztywniałego i obrażonego drania. To nie zmieniało faktu, że nadal był zły, jednak rozłożył się wygodniej na fotelu chociażby po to, by okazać Anglii, co o nim sądzi. (Niewiele, żeby sobie Arthur nie myślał.) - Po połowie lipca – parsknął Ameryka. Anglia najwyraźniej nie rozumiał. Oczywiście. Czemu by miał. Dla niego to pewnie nie było nic takiego, on sam nie obchodził urodzin, ale dla Ameryki to było coś… Coś. Przez duże „c”. Najważniejsze święto, dzień, który obchodził każdy. Huczny, głośny, wyjątkowy. Znowu olany przez Anglię. Dzień jak co dzień, tak? Dzień jak co dzień. Odetchnął. Nie zamierzał tak łatwo dać się przekonać, że nic się nie stało. Mimo to nie zamierzał też milczeć czy być opryskliwy cały dzień, po prostu. Nie przestawał czuć irytacji i zawodu, a nie umiał udawać, że ich nie czuje. Za bardzo się to przez niego przelewało. - Łaskawie – parsknął. – Ale powiedziałbym, że tobie też najwyraźniej o coś chodzi. Skoro nie zawróciłeś. Chyba, że nie lubisz latać. W takim razie rozwiązaliśmy zagadkę. – Alfred machnął ręką. – Nie myśl, że do czegoś cię zmuszam. Denerwuję się, że nie powiadomiłeś mnie wcześniej. Nie lubię wiedzieć wszystkiego na ostatnią chwilę. Ostatnie słowa wypowiedział tak, jakby chciał poinformować Anglię, że nie chodzi o nic więcej. Żeby sobie nie myślał. Ale jakoś nie umiał powiedzieć tego prosto na głos, jak zwykle miał w zwyczaju.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pią Wrz 16, 2016 6:36 pm | |
| — Tak, wiem, że jesteś tak wysublimowany, że Szekspir to dla ciebie byle co dla mas, a w kwestii posiłków nie tolerujesz niczego poniżej specjałów pięciogwiazdkowej kuchni atlantydzkiej... – uśmiechnął się pod nosem. Wyjrzał za okno i w odkrył, że jakoś cieszy go widok nowości. Zaczęli mijać bryły budynków, głównie wielkich i odsuniętych od siebie magazynów. Ulice i chodniki były szerokie i opustoszałe, wszystkie w kolorze jasnej szarości, nieinteresujące. Regularnie rozsadzone drzewa były młode i, jeśli już rzucały jakiś cień, to zbyt lichy, by robił jakąś różnicę. Wydawało się, że poświęcono wielkie połacie przestrzeni na zaledwie kilka miejsc, albo może, że beton i ulice są tylko pretekstem do usunięcia z drogi dzikiej natury i poszerzenia miasta o parę dodatkowych mil. Nawet bladozielone trawniki były poprzycinane co do cala, niczym dumne symbole nudy i sukcesu. — A. Anglia drgnął i odwrócił spojrzenie od mijanej dzielnicy. Popatrzył na Amerykę ze zrozumieniem. — Mogłeś od razu powiedzieć, że chodzi ci o czwarty lipca. – Nie był pewien, co mógłby dodać, więc zostawił to zdanie w takim stanie; proszące się o dodanie jeszcze jakiegoś wytłumaczenia. Ale to nie musiało być tłumaczenie Anglii, bo równie dobrze Ameryka mógłby wyjaśnić, dlaczego aż tak mu zależy na świętowaniu swojej niezależności od kraju z krajem, od którego uzyskał niezależność. Bo Anglia tak czy siak nie planował zostać na tych urodzinach. Nie chciał pobrudzić dywanów krwią. — Nigdy nie zmuszasz nikogo do niczego, Ameryko. Ustaliliśmy już, że jesteś cudownym darem dla świata – parsknął, nie pozwalając ironii wyjść na wierzch tych słów. Później sam rozsiadł się wygodniej, zakładając nogę na nogę i odchylając nieco głowę. Zmęczenie spływało po jego ciele. Pot zresztą też. — No, już. Przeprosiłem. Mogę ci jeszcze postawić ci za to colę – stwierdził z pewnym rozbawieniem.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 17, 2016 7:42 am | |
| - Daj spokój – Ameryka skrzywił się wyraźnie. – Obaj wiemy, że te „posiłki” nie mają w sobie niczego konkretnego. Może poza wyglądem. Tutaj akurat preferuję zdrowy rozsądek. Poza tym… - Zmrużył oczy, a na jego ustach zatańczył cień uśmiechu. Dość ponury, nadal poznaczony delikatnym dąsem, jakiego Alfred nie zamierzał się pozbywać – ale jednak obecny. Jakby rozbawiony słowami… Zarzutami Anglii? - Ameryka to nie tylko popkultura, Anglio. Chyba, że Anglia to tylko Szekspir. Ameryka znał Nowy Jork jak własną kieszeń, choć miasto to zmieniało się praktycznie z roku na rok coraz bardziej i bardziej, zaskakując rozmachem, wielkością i dusznością. Tak, to ostatnie było przykrym efektem rozwoju, na który Ameryka narzekał w gorętsze dni takie jak ten. Wtedy jednak zazwyczaj po prostu wyprawiał się na brzeg wyspy, gdzie nęciły drogie restauracje, małe knajpki i najprostsze smażalnie, a poza smrodem starego oleju, na których kucharz przygotowywał specjały dalekie od francuskich, czuć było też bryzę, która przyjemnie ochładzała na przemian z włączonym w smażalni plastikowym wentylatorem. - O nic mi nie chodzi. To znaczy… Byłem zdziwiony, że twoja wizyta zahacza o tą datę. Po raz pierwszy. Od zawsze – uściślił. – Ale chyba nie powinienem się dziwić, że wyszło jak zawsze? – Posłał Anglii cierpki uśmiech celowo zaznaczając pytanie w ostatnim zdaniu. Był wredną, złą, obrażoną mendą i nie zamierzał udowadniać Arthurowi inaczej. Niech, cholera, zrozumie, że zrobił coś nie tak. Niech to poczuje i nie zapomina. Zignorował ironię Arthura. W XX wieku udawało mu się robi to z bezczelną gracją, jakby krytyka innych odbijała się od niego jak od niewidzialnej tarczy. Był zbyt dobry, zbyt potężny i na zbyt dobrej drodze, by uważać takie uwagi za istotne. W końcu, gdyby mieli rację, nie zaszedłby tak daleko. A może by zaszedł, ale jego obecna pozycja nadal pozwalała mieć te opinie w wiadomym miejscu. - Owszem – przyznał więc. – Ale zawsze chętnie posłucham o innych moich wspaniałych cechach. Nie krępuj się. – Uśmiechnął się krzywo w stronę Arthura. Budynki za oknami zaczynały się piąć do góry, ale oni zwalniali, bary mleczne były tak popularne, że jak grzyby po deszczu obrosły gęsto cały Nowy Jork. - Możesz. Pozwalam. Skoro i tak oszczędzisz na tych kilku dniach.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 17, 2016 10:17 am | |
| Najpierw Anglia zamierzał spytać Amerykę, czy ten wie o czymś, czego on nie wie, ale później zrozumiał, że dla Stanów Atlantyda mogła być kolejnym europejskim krajem umiejscowionym gdzieś między Francją a Włochami. Albo po prostu myślał o Francji. Z jakiegoś, oficjalnie niezrozumiałego dla Anglii, powodu wszyscy automatycznie myśleli o żabojadach, gdy rozmowa schodziła na tematy kulinarne. — Zdrowy rozsądek. Z pewnością. Kiedy ostatni raz próbowałeś czegoś takiego? – zapytał ze śladem zainteresowania, które ostatecznie przyćmiło jego wcześniejszy pogardliwy ton. Zabrzmiał tak, że równie dobrze mógł zgadzać się z Ameryką i pytać go, kiedy ostatnim razem jadł coś wyrafinowanego z kuchni atlantydzkiej, ale też tak, jakby zastanawiał się, czy Stany kiedykolwiek w ogóle próbował zachować w czymś rozsądek. Wyraz jego twarzy – lekko wykrzywione wargi, ściągnięte brwi, nieco zamyślone spojrzenie – nie pomagał w zrozumieniu. Odkąd Anglia wsiadł do samochodu czuł, że podjął właściwą decyzję i, że zostawili za sobą kiepskie pierwsze momenty... a może też część paranoi Ameryki. Może nawet na pewno. Stany wydawał się teraz bardziej zaaferowany udowodnieniem mu, jakim niesamowitym, dumnym, cudownym, przełomowym, genialnym, nieskazitelnym, świetnym, boskim, głębokim i innowacyjnym, ale jednocześnie urażonym brakiem szacunki, jest narodem, niż faktem, że ktoś może ich podsłuchiwać, a Rosja właśnie buduje broń masowego zniszczenia na podstawie wykradzionych mu dokumentów. Każdy sposób jest dobry, pomyślał więc Anglia, godząc się ostatecznie z ich małym spięciem. — Tak, jesteś bardzo głęboki. – Znów nie dało się powiedzieć w jakim procencie jego słowa są poważne. Fakt faktem, nie brzmiał na zbyt rozentuzjazmowanego własnymi słowami. Przez chwilę wbijał spojrzenie w ciemny dach bentley'a, a kiedy znów spojrzał za okno zobaczył, że właśnie minęli strefę przemysłową i wjechali na obrzeże miasta, w dzielnice niedrogich kamienic, sklepików z narzędziami, szewców, krawców, kwiaciarni i tanich barów mlecznych pełnych śpieszących się gdzieś miejscowych i przejezdnych gości. Queens, przypomniał sobie niejasno Anglia. Gdy ostatni raz tędy przejeżdżał, nie widział połowy z wszystkich szyldów. Wszystko to było takie... tylko pobieżnie podobne do angielskich ulic. Anglii wydawało się jednak zupełnie inne u samego rdzenia, tak, jakby Amerykanie mieszkali w swoich domach inaczej niż Anglicy, inaczej jadali w barach, inaczej kupowali swoje zasłony i inaczej sadzili drzewa. Żyli w jakiś bliżej nieokreślony odmienny, nowy sposób w bardziej pustym, ale nowszym świecie. — Nie obiecywałem, że zostanę na twoich urodzinach – stwierdził po prostu. – Przykro mi, że czujesz się zawiedziony... A, nie, wybacz. "Zdziwiony". Nie brzmiał, jakby było mu przykro, a tak, jakby wypowiadał właściwą do sytuacji formułę. Wychodził z założenia, że nie powinien czuć wyrzutów sumienia za to, że nie spełnił cudzych ponadmiarowych oczekiwań. A raczej – że Ameryka nie zna i nie rozumie wszystkich faktów. Myślał, że Anglia całkiem zapomniał o jego urodzinach i nie chciał mieć nic wspólnego z celebrowaniem tej daty. Odcinał się, nienawidził, pogardzał. Cóż. Anglia miał tym mniej powodów do martwienia się o to. W końcu przywiózł mu prezent. Wyczuł, że zwalniają, a jednak szofer nie wydawał się być pewny, czy robi właściwie. Jeszcze przez chwilę wlókł się, czekając może na rozkazy od swojego prawdziwego szefa, ale, nie usłyszawszy innych rozkazów, zaparkował przed wbitym pomiędzy dwa przysadziste kremowe budynki barem. Anglia pokręcił głową z ironicznym niedowierzaniem i spojrzał na Amerykę. — Twoje zalety są nieskończone. Zwłaszcza twój obiektywizm, opanowanie i gust. A i dojrzałość. Prawie zapomniałem o dojrzałości – uśmiechnął się, a później otworzył drzwi od strony ulicy. Droga była jednak tak szeroka, jakby przystosowana do swobodnego przejazdu czołgu, więc Anglia nie bał się, że przypadkiem trafi na inny przejeżdżający podjazd. Zamiast tego odczuł, jak spływa na niego oślepiający żar amerykańskiego południa. — Czy teraz możemy już przestać skupiać się na łechtaniu twojego ego?
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 17, 2016 1:00 pm | |
| Ameryka mając w głowie obraz Anglii jako osoby, która tylko czeka by mu dopiec, zrozumiał jednoznacznie słowa Arthura. Nie zamierzał się nimi przejąć, wyszli już z etapu faktycznej kłótni, a wkroczyli z fazę zwyczajowych docinków, które między nimi były chlebem powszednim. Alfred więc uśmiechnął się po prostu – nadal trochę krzywo, ale bez śladu urazu i mrużąc oczy odparł: - Całkiem niedawno. Sam powinieneś kiedyś spróbować. Oczywiście miał świadomość tego, że na świecie ciężko o drugą tak sztywnie rozsądną osobę jak Anglia, ale naprawdę nie zamierzał się teraz tym przejmować. Głównie dlatego, że nie chciał teraz zranić czy faktycznie obrazić Anglię. Było setki innych rzeczy, które mógł mu zarzucić, by faktycznie sprowokować Anglię. Tak jak zrobił to wcześniej. Ale teraz nie miał na to ochoty. Po prostu. Jeśli kryło się za tym coś więcej, Ameryka skutecznie to ignorował, uważając, że wie lepiej od swoich uczuć, co powinien czuć w danej chwili. Ameryka przeczesał zlepione od gorąca kosmyki i wyjrzał przez okno, podziwiając ocienione wysokimi budynkami chodniki, na które wylewał się nieskończony tłum ludzi, zbitych w ciasne grupy przechodniów. Niektóre z ulic w Nowym Jorku, dużych i szerokich posiadało coś w rodzaju bulwarów. Reszta była jednak narażona na światło, smród i hałas, który stał się nieodzowną częścią miasta. Miał jednak – w pewnym sensie – swój klimat. Ameryka uśmiechnął się mimowolnie cieplej do Nowego Jorku niż kiedykolwiek od ostatnich dwustu lat do Anglii. A potem sobie przypomniał o jego obecności i mina wróciła do wyjściowego, kpiącego półuśmiechu. - Racja, nie mówiłeś. Powinienem zrozumieć zawartą w tym aluzję – stwierdził niedbale, jakby sprawa faktycznie go nie obchodziła. Ameryka zdołał już zakopać zawód, jaki odczuł po informacji Anglii. Mogli przecież udawać, że do niczego nie doszło i nic się między nimi nie zmieniło po zakończonym spotkaniu w Londynie. Nie zrobiliby tego po raz pierwszy. Mimo wszystko coś zakłuło go w obojętności, z jaką Anglia wypowiedział te słowa. Ameryka nie sądził, by to była poza. Wierzył, że Anglia mówi to szczerze. Naprawdę go to nie obchodziło. Alfred odwrócił twarz w stronę okna. Widok Nowego Jorku obecnie znacznie lepiej na niego działał niż angielska twarz. - Wiesz, że nie lubię sztucznych grzeczności. Daruj je sobie – rzucił ze znużeniem, wymownie przecierając skronie. – To takie głupie, a wy europejczycy tak bardzo to miłujecie. Tylko po co? I tak każdy wie, jaka jest prawda. – Wzruszył ramionami. Zatrzymali się wreszcie. Ameryka nawet nie zauważył zwłoki kierowcy. Bez zbędnego słowa wyszedł na rozgrzane słońcem powietrze, które prażyło prosto w twarz. Przysłonił dłonią oczy i zlustrował wzrokiem bar, przy którym się zatrzymali. - Więc to robiłeś do tej pory? Wybacz, nie zauważyłem. Myślałem, że jesteśmy jeszcze przed tym etapem – odparł i parsknął. – Och, Anglio, twój optymizm jak zawsze rozjaśnia mi dzień. Chodź lepiej postawić mi tę colę.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 17, 2016 3:29 pm | |
| Ciekawe studium. Najpierw Ameryka był gotowy oskarżyć o szpiegowanie kosz na śmierci, później z wściekłości prawie wyrwał drzwi od samochodu i niemal kazał Anglii wracać na swoje wyspy – a teraz udawał, że żadna z tych rzeczy się nie zdarzyła. Że wszystko jest w porządku. On, zły? Niby o co miałby się złościć? Przecież jest tak cudowny, że wszystko inne, a zwłaszcza Anglia, jest mu bardzo, ale to bardzo obojętne. I to wszystko w niespełna pół godziny. — Och, Ameryko. Stęskniłem się za twoim rozumowaniem. Zatrzymali się pod barem mlecznym, podłużnym, przeszkolonym z przodu budynkiem. Anglia miał wrażenie, że podeszwy jego butów zaraz zaczną topić się na asfalcie, więc dość niecierpliwie ruszył do środka. Po drodze zdążył się dziwić, że Ameryce przeszkadzała odrobina pustych słów. Przecież sam ciągle mówił rzeczy pozbawione sensu, tylko po to, by mówić. — Zwykle używam ich dla świętego spokoju – odparł wprost. – Irytujesz mnie, ale nie mam ochoty się z tobą kłócić. Jeśli uważasz, że lepiej, żebym okazywał to otwarcie, to spytaj Francji, co się działo, kiedy byłem otwarty. – Potem urwał, bo właśnie przekraczał próg baru. W twarz uderzyła go najlżejsza sugestia chłodu. Bucząca w rogu pomieszczenia klimatyzacja wydawała się nie starać tak bardzo jak powinna. W środku bar uderzająco jasny i zwyczajnie przeciętny. Choć większość stolików była pusta, to długiej ladzie barwy kości słoniowej ostało się zbyt dużo brudnych talerzy, by uznać pracowników za dobrych. Na ścianach wisiały ogłoszenia albo plakaty, wyposażenie było solidne, ale zupełnie pozbawione klasy czy elegancji i zapewne wyprodukowane w Ameryce dla Amerykanów. Anglia już wiedział, że będą wyróżniali się w swoich garniturach, z przystojnymi, młodymi twarzami i wyczuwalną aurą sukcesu (i lekkiego potu). Złapali już pierwsze spojrzenia, więc nie miał innego wyjścia, niż podejść i swoim mocnym, brytyjskim akcentem złożyć zamówienie. Dwie coca cole i cokolwiek mają tutaj do spróbowania na chłodno. Później urwał i spojrzał na Amerykę pytająco. On przecież będzie wiedział lepiej. | |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 17, 2016 5:33 pm | |
| Ameryka udał, że rozważa słowa Anglii przez bardzo krótką chwilę. Sekundy może dwóch. Potem uśmiechnął się przekornie, choć nadal dostatecznie krzywo, by widać było, że nie jest to jego zwyczajny, łagodny żart. Z drugiej strony… Przy Anglii zawsze wychodziło mu to troszeczkę krzywo. Ciekawie dlaczego. - Wiesz, chyba zaryzykuję. Wolę, gdy jesteś szczery. Gdy nie jesteś i tak to widać, Anglio – podsumował i wkroczył za starszym krajem do środka baru. A upał wkroczył wraz z nimi, jako rozgrzany podmuch powietrza i duchoty, który uderzył osoby siedzące najbliżej drzwi. Ameryka niezbyt się tym przejął. Poluzował tylko krawat i kołnierzyk, zerkając pobieżnie na dławiący się wentylator, którego wolne obroty nie przysparzały zbyt wiele chłodu. To Anglia chciał jednak zatrzymać się przy pierwszym lepszym barze mlecznym. Skoro już tak zrobili – Ameryka nie zamierzał się cofać. Doszedł do lady i oparł się o nią tuż obok Arthura. O ile Anglia zwracał uwagę na otoczenie, o tyle Ameryka zdawał się nie dostrzegać rzucanych im spojrzeń. Czasami czuł coś, jak cień zainteresowania czy zmęczenia, ale nie było w tym złej woli. Nie, kiedy gospodarka kwitła. Po w dwudziestym ósmym widok podobnej osoby w podobnym przybytku raczej zwiastowałby nieuniknione okładanie się po twarzach. Teraz zaś… Cóż, co najwyżej musieli pilnować portfeli. - Dwa bajgle z serem – dorzucił do zamówienia Anglii. – I dwa shakei bananowe… - zrobił krótką przerwe, po czym skinął głową, dając znać, że to wszystko. Gdy pracująca za ladą dziewczyna oddaliła się, by poinformować kuchnię o ich wyborze, Alfred spojrzał na Anglię przeciągle. - Musisz skosztować bajgli – wyjaśnił bez ceregieli. I nie do końca nawet brzmiał jak przyjaciel zachęcający znajomego do skosztowania czegoś. Raczej wybrzmiało to z jego ust sucho, jak fakt, a nie propozycja. – Nowojorskie są świetne. No i z tego słynie Nowy Jork, wy raczej nie macie takich rzeczy. – Ameryka wzruszył ramionami wyrażając tym samym pogardę i współczucie wobec Arthura za to, że nie zna takich cudownych rzeczy. A fakt, że bajgle właściwie do Nowego Jorku przypłynęły z żydowskimi emigrantami, jakoś nie wydał mu się na tyle istotny, by powiadomić o nim Anglię. - Więc co zamierzasz zrobić? Skoro przebywasz tu tylko dwa dni, to… To właściwie nie ruszymy się poza Nowy Jork. – Parsknął.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sob Wrz 17, 2016 9:08 pm | |
| — Nie, nie widać – parsknął Anglia. Potem do głosu doszła natarczywa, patologicznie perfekcjonistyczna część jego osobowości. Były przynajmniej dwie osoby, które przeważnie zawsze wyczuwały jego kłamstwa: Francja i Winston Churchill. Musiał więc dodać: – Ty nawet nie widzisz, kiedy sam jesteś nieszczery, Jones. Zaraz potem ucichł na moment. Znaleźli się wśród zwyczajnych mieszkańców jakiegoś odległego od centrum kawałka Nowej Jorku. Nie onieśmielało go to, ale za to sprawiło, że rozejrzał się uważnie. Plakaty reklamujące coca colę wisiały na białych ścianach, a stoliki sprawiały wrażenie wygodnych, choć skórzane siedzenia koloru mięty były pewnie nagrzane od słońca, tak samo, jak wszystko inne. Atmosfera była raczej dobijająca: bardziej słyszało się buczenie wentylacji i dźwięki odbijających się od talerzy sztućców niż rozmowy. Bieda, zwyczajność, amerykańskość. Anglia uznał, że podoba mu się tutaj, bo jest zupełnie inaczej, niż w jakimkolwiek miejscu na jego wyspie. Podobnie jak przez ostatnie miesiące, przez jego głowę przeszła cicha myśl. Początkowo obawiał się jej w podobnym stopniu jak nie znosił, ale obecnie był już do niej przyzwyczajony – traktował ją jak niechcianego, ale intrygującego gościa. Zdarzało mu się zastanawiać, czasem, gdy mijał jakieś miejsce albo spotykał ludzi, jakby to było być częścią takiego życia. W pewnym sensie już był całością jednego miejsca i wszystkich innych miejsc w swoim kraju, w jego piersi biły też serca milionów Anglików. Tworzył część ich ducha, charakteru i wychowania, część ich samych, a oni tworzyli jego i to prawie zawsze do tej pory wystarczało. Ale gdyby tak, zamiast tego, sam był tylko tą małą cząstką, żył w mikro świecie jednej pracy, jednej ulubionej gazety, grupy znajomych, przyzwyczajeń i nawyków, poruszał się tylko po wąskiej przestrzeni pojedynczej egzystencji? Jakby to było, wejść do tego baru nie z Ameryką, ale z Alfredem Jonesem, który też miałby jakieś własne życie? Myśli o tym były... niezwykłe. Anglia nie pamiętał, by miałby je w przeszłości jakoś szczególnie często, ale im bardziej obracał je w swojej głowie, tym zabawniejsze i bardziej przerażające mu się wydawały. Wyobrażał sobie przejście do takiego stanu jako zmniejszenie do wielkości mrówki. Byłby aż taki malutki, a świat wydawałby mu się olbrzymi. Podobnie jak umieranie, taka opcja wydawała mu się jednocześnie straszna i ekscytująca w jakiś dziwny sposób. Nawet taki bar jak ten mógłby być jego kosmosem, gdyby tutaj pracował przez czterdzieści lat. Tymczasem Anglia był dziwnie pewny, że gdy następnym razem będzie w pobliżu tego miejsca, w miejscu baru powstanie już zupełnie inny budynek. Świeżo posadzone drzewka za oknem będą wysokie i potężne. Nagle zdał sobie sprawę, że nie słuchał, co Ameryka zamawia i teraz nie ma pojęcia, co go czeka. Uśmiechnął się jednak pod nosem i skinął głową. A. Zamówił bajgle. — Nie, w Anglii mamy tylko ciepłe piwo i scones. Czasem jeszcze udaje nam się upolować jakiegoś gołębia, jeśli mamy szczęście. Poza tym chodzą plotki, że ktoś złowił rybę w Tamizie, ale w to nie wierzę. Wybrał miejsce jak najdalej od innych ludzi i od okien. Wyrzucił z głowy poprzednie wyobrażenia, choć nie potrafił pozbyć się dziwnego uczucie, jakie odczuł, gdy po raz pierwszy zastanowił się nad tym, jakby to było, gdyby ktoś jeszcze oprócz niego wiódł normalne życie. Arthur Kirkland z Alfredem Jonesem. Pewnie nie chcieliby mieć ze sobą niczego wspólnego. Usiadł. Ameryka usiadł naprzeciwko. Anglia na niego popatrzył. — Ty mi powiedz, Jones. Co chcesz ze mną robić?
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 18, 2016 2:22 pm | |
| Ameryka nie zdawał się być zrażony odpowiedzią Arthura, wręcz przeciwnie, ten może trochę dziecięcy sposób, a już na pewno odejmujący mu lat z powagi, która często go postarzała (zwłaszcza w połączeniu ze starymi oczyma), Ameryka uśmiechnął się przekornie i w pełen wyższości sposób. - Takie zaprzeczenie na pewno mnie przekonało. Teraz jestem gotowy ci uwierzyć! – Alfred zrobił dramatyczny gest ręką. – Och, może po prostu dlatego, że posądzasz mnie o kłamstwo tam, gdzie mówię prawda? – zaproponował i uśmiechnął się przekornie. Biło od niego to pobłażliwe przekonanie o własnej wielkości, które zmiatało jego otoczenie z nóg. Stwierdzić, że Alfred Jones mógł mieć jakieś kompleksy było błędne. Mogło go irytować, że inni go nie doceniają (w domyśle Anglia), ale nawet to było zbyt małym argumentem, by przekonać go, że jest inaczej niż on myśli. Był zbyt dumnym, wielkim, potężnym krajem. Rozpieszczanym przez setki głosów w jego głowie, które wychwalały jego kraj. Prawie każdy Amerykanin był dumny z bycia Amerykaninem. O ile inne kraje mieli malkontentów i zawiedzionych ludzi, o tyle w Ameryce promienny uśmiech nie był tylko narzędziem propagandy. Raczej jej efektem. Cały świat był zły, ale Ameryka przynosiła wytchnienie. Była szansą. Wolnością. Była. A Alfred nadęty tym wszystkim promieniał i kwitł i topił się w przekonaniach własnych ludzi. A gdy dopadały go cienie innych myśli, nie był gotowy. Gdy okazało się, że nawet wśród jego ludzi są zdrajcy. Uśmiech mu zrzedł. - I dobrze. Nie powinno się wierzyć w plotki. Myślałem, szczerze mówiąc, że w waszej diecie znajdują się także szyszki… Ale może pomyliłem was z innym krajem. – Ameryka posłał Anglii pełen uroku uśmiech. Bo potrafił być urokliwy, tylko coraz mniej krajów się na to nabierało. (Właściwie Ameryka miał coś w sobie z kuszącej mniejsze kraje muchołówki.) Usiedli. - Związać, wywieść i nie dopuścić do twojego wylotu z kraju. Jak będziesz dużo mówił, narzekał i zrzędził to jeszcze przemyślę możliwość zakopania cię gdzieś po drodze – odparł gładko Ameryka, mrużąc oczy. Zabrzmiał tak, jakby przedstawiał Anglii całkiem sensowny plan spędzenia gorącego weekendu. - Poza tym pokażę ci moje plaże. Coś za coś, hm? Dwie szklanki stuknęły o stół. Lód zagrzechotał, zalewany zimną kolą. Cichy odgłos pękania rozbrzmiał w ciszy, w której kelnerka rozlała karmelowy płyn.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 18, 2016 3:57 pm | |
| Postawiono przed nimi dwie wysokie szklanki. Wbrew nikłym podejrzeniom Anglii, że jakość usług okaże się tragiczna, dostali colę schłodzoną wielkimi kostkami lodu. Zimniejszej nie mógł sobie wymarzyć, więc zarzucił pozory i rozkoszował się krótkim momentem zaspokajania pragnienia: słodkim, lepkim, gazowym i lodowatym napojem na swoim języku. Kostki lodu szczęknęły od siebie, a Anglia nagle był znacznie bardziej zadowolony z życia niż chwilę wcześniej. Odłożył szklankę, odetchnął i popatrzył na Amerykę jaśniejszym spojrzeniem. Odruchowo przesunął wzrokiem za oddalającą się kelnerką; powolną dziewczynę z jasnymi włosami ułożonymi w loki, ubraną w sukienkę, która odsłaniała pokryte piegami plecy. — Kwestia braku zaufania między nami – stwierdził mimochodem. Kelnerka przeszła za ladę, nie zbierając żadnych porozrzucanych naczyń i zabrała się za przygotowywanie im koktajli. Dopiero wtedy Anglia skierował swoją uwagę z powrotem na Amerykę. W pierwszej sekundzie poczuł się delikatnie zaskoczony. Stany znów miał całkiem inny humor; po ataku wściekłości, obruszeniu i obrazie naprawdę nie pozostał już żaden ślad. Zamiast tego wpadł w tą swoją fazę zgrywania kogoś w każdym calu czarującego. Uśmiech, dziarskość, pewność siebie, zaczepny ton. Tym Ameryką był przez większość czasu jeszcze trzy miesiące temu. Ale teraz Anglia zapamiętał, żeby już temu nie wierzyć i, by spodziewać się kolejnych zmian i skoków nastroju w każdym momencie. Ameryka zdawał się kompletnie nie zauważać dziwności swojego zachowania, a to było jeszcze dziwniejsze i bardziej niepokojące. No i przez to Anglia nie wiedział, czy Ameryka naprawdę żartuje. Popatrzył więc na niego sceptycznie, zastanowił się przez chwilę, a następnie westchnął. — Niezbyt oryginalny plan. Zrobiłem to ostatnim razem. Poza tym, przykro mi to mówić, ale to jeszcze nikomu się nie udało – zawyrokował w końcu, uśmiechając się pod nosem. Znowu sięgnął po colę; cholerstwo miało naprawdę uzależniający smak, a w taki upalny dzień było zbawieniem. Anglia już przy kilku okazjach publicznie przeprosił za istnienie Ameryki, ale tą jedną rzecz musiał mu przyznać. — Chcę zobaczyć coś innego niż plaże – stwierdził. – Widziałem je już, gdy je zdobywałem. Pokaż mi lepiej, na co stać twój Nowy Jork od środka. Wykorzystaj te dwa dni.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Nie Wrz 18, 2016 11:49 pm | |
| - Ja bym nazwał to także doświadczeniem – zapewnił Anglię Ameryka, mrużąc oczy i uśmiechając się w ten drwiący, pewny siebie sposób, który mógł należeć tylko do młodej osoby. Nie tyle niedoświadczonej, co nie przytłoczonej jeszcze nagromadzeniem złych wspomnień i wydarzeń. Ameryka przeżył już swoje – wojnę domową, porażkę, a nawet teraz czuł na sobie spojrzenia i słyszał głosy, choć udawał, że jest w porządku. Poluzował bardziej krawat, poprawił kołnierzyk. Szukając zajęcia dla rąk natrafił na szklankę. Upił szybki łyk nawet nie czując smaku. Trzymał na wodzy bardziej jawne znaki i chyba nawet sam uwierzył w to, że już o tym nie myśli, że tylko czasem nachodzi go dziwna ochota, by spojrzeć za plecy. Uśmiechnął się czarująco. Pomyślał o porwaniu. Anglia był krajem, nie szkodziły mu takie przygody. Jako bytom groziło im znacznie mniej, więc co go powstrzymywało? Cóż. To była chyba przesada. Lekka. Choć Ameryka widział to też jako szaloną przygodę. Anglia pewnie byłby wściekły, wszystko by utrudniał i Ameryka po dwóch godzinach miałby dość. Tak. To chyba był główny powód, dla którego zarzucił ten pomysł. Choć gdyby miał zrobić po prostu na złość Anglii… Zlustrował go wzrokiem. - Zrobiłbym to lepiej. Żeby pokazać ci jak to się robi. No i wiesz. Wszystko, co amerykańskie, jest lepsze. Nawet porwania. – Wyszczerzył się, a coś błysnęło w jego oczach. – Czy to wyzwanie? – Uniósł brwi. – Nie kuś mnie, Kirkland. Znowu sięgnął po kolę. Właściwie to nawet nie puścił szklanki, oplatając ją palcami już chwilę wcześniej. Przyjemny chłód był na tyle realny, by trzymać go przykutego do rzeczywistości. - Nowy Jork? Och, Nowy Jork to dopiero początek. Ale jak sobie życzysz. W końcu jesteś tu tylko na dwa dni. Obawiam się, że nawet jak na Nowy Jork to bardzo mało… - Parsknął. – I jak przypuszczam, nie interesuje cię irlandzka dzielnica? | |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pon Wrz 19, 2016 10:39 am | |
| Anglia słuchał Ameryki z pobłażliwym pół uśmiechem na ustach. Dopiero niedawno odkrył, że lubi jak Stany mówi o czymś niezwiązanym z państwami. Przyjemnie rozmawiało mu się najgłupszych, najbardziej prozaicznych sprawach, które normalnie byłyby drażniące ze względu na ich nieistotność albo banalność. Po prostu... Chyba było coś w sposobie, w jaki Ameryka wkładał serce w każdą chwilę swojego życia. Coś świeżego, nieopierzonego, energicznego. Było na to lepsze słowo, stwierdził Anglia. Wyrazisty. Tak, Ameryka był wyrazisty we wszystkim, co robił. — Wierzę, że byłbyś do tego faktycznie zdolny, więc nie, nie będę dawał ci pretekstu do zrobienia czegoś głupiego – stwierdził. Podniósł wzrok i rozejrzał się po wnętrzu baru, ludzi i na przeżerające się przez okna promienie słońca, na zielone liście drzewek posadzonych przy chodniku. Coś przyszło mu do głowy razem ze zrozumieniem, że Ameryka nie ma prawdopodobnie prawdziwych planów na ich spotkanie. Wyglądało na to, że ostatnio myśli zbyt mu zajmował strach o bycie śledzonym i podsłuchiwanym, niż cokolwiek innego. Dwa dni to było niewiele czasu, by to naprawić, ale Anglia zrozumiał, że jeśli obaj mają wyciągnąć z tego jak najwięcej korzyści, musi podjąć jakąś inicjatywę. Znowu. — Interesuje mnie coś nawet gorszego od irlandzkiej dzielnicy. Odstawił szklankę z colą na bok, a później nachylił się konspiracyjnie nad stolikiem. Popatrzył Ameryce w oczy, z zastanowieniem, zastanawiając się, co może być gorsze od Irlandczyków. Nagle zrozumiał. — To duże miasto. Na pewno znasz miejsca, które nie powinny istnieć. Takie jak nocny kluby dla specjalnych klientów. Nie, żebym miał ochotę bawić się w ordynarnych barach... Odsunął się, bo akurat kelnerka przyniosła im na tacy koktajle i talerze z deserami. Anglia podziękował jej i posłał uśmiech, chwilowo nie patrząc przez to w twarz Ameryki. Sam starał się nie okazywać niczego poza nikłym zainteresowaniem. Ameryka był małym hipokrytą. Anglia postanowił, że nie będzie ani trochę zaskoczony, jeśli okaże się, że chłopak brzydzi się homoseksualistów pomimo to, że... Cóż, pomimo wszystko. — ...ale chcę się przekonać, jak bardzo zakłopotany tam będziesz, Alfred.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pon Wrz 19, 2016 1:19 pm | |
| - W jakiś sposób dobrze wiedzieć, że przyznajesz się – pośrednio – do robienia głupich rzeczy. To nadaje ci więcej charakteru. – Ameryka uśmiechnął się szeroko, może trochę drapieżnie. Efekt potęgowały lekko zmrużone oczy i intensywność spojrzenia, jakie wbijało się w Kirklanda. Jakby co najmniej Ameryka oceniał, ile Arthur waży i czy przerzucenie go sobie przez ramię będzie wyzwaniem. Naturalnie, przy jego nadnaturalnej sile, nie zmęczyłby się ani trochę. - Poza tym, znasz mnie. I tak zrobię to, na co będę miał ochotę – zapewnił Arthura, przeciągając się leniwie. Resztka coli szybko zniknęła w jego gardle, gdy Alfred nawet nie próbował rozkoszować się słodkim, lepkim, chłodnym smakiem. Udało mu się opróżnić dużą szklankę w zaledwie kilku łykach. - Coś gorszego? Kirkland, nie poznaję cię! – Ameryka cmoknął z udawaną dezaprobatą, choć w głębi jego serca zapaliła się ciekawość, której nie mógł wyplenić ze swoich oczu. Spojrzał uważnie na Arthura, zastanawiając się, co Anglia ma na myśli. Czy to jakiś jego dowcip i w rzeczywistości wymieni coś prozaicznego czy może chce dopiec Alfredowi i zaraz rzuci jakąś uwagę. Alfred nie miał pewności, ale mimo wszystko był zaintrygowany. Co takiego może zaproponować Kirkland? Co za „gorsze rzeczy” chce zobaczyć. Bo jeśli powie „sztukę amerykańską” to Alfred z przyjemnością obleje go tą colą. To znaczy colą Anglii, bo swoją już wypił. - Miejsca? – W pierwszej chwili Ameryka pomyślał o melinach, ale te pierwsze odeszły wraz z końcem abolicji. Co do innych rzeczy… Alfred pomyślał, że może Anglia nie wie. Zapomniał. Może… Zamrugał. Zaraz. - Specjalnych klientów? O czym ty… - Trybiki z jego głowie poruszały się powoli. Chwila przerwy, spowodowanej przez kelnerkę na pewno mu pomogła. Zrozumienie zaświtało w jego oczach, na policzki wpełzł blady róż. Ameryka zakrztusił się, choć już dawno nie miał koli. Rozkaszlał się tak gwałtownie, że kelnerka posłała mu puste, nie zainteresowane spojrzenie. Nawet nie spytała czy wszystko w porządku. Odeszła. Ameryka dopiero wtedy spojrzał na Anglię dziwnie, może nawet z cieniem wyrzutu. - Co za ambicje życiowe, Kirkland. Naprawdę. To idiotyczny pomysł. Nie powinniśmy tam iść. To… Dziwne, głupie miejsca. Poza tym czemu miałbym się niby kłopotać? Po prostu nie chcę… Patrzeć na takie rzeczy. – Skrzywił się.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pon Wrz 19, 2016 3:51 pm | |
| Anglia parsknął. — W takim może znowu powinienem zacząć nosić przy sobie broń – powiedział żartobliwie. Ale gdzieś w głębi duszy pomyślał, że jeśli sytuacja dalej będzie się pogarszać, to już niedługo naprawdę będzie musiał uważać w towarzystwie Ameryki. Związek Radziecki nie zamierzał zniknąć, a prace nad bronią nuklearną nie będą się cofać. Jeśli na arenie międzynarodowej szybko nie wydarzy się coś, co zmieni bieg wydarzeń, Stany będzie miał na głowie więcej problemów, niż kiedykolwiek wcześniej. W tym momencie to było jedynie katastroficzne myślenie, ale Anglia czuł, że pewnego dnia stanie przed faktem dotrzymanym. Skoro już w tym momencie Ameryka nie wytrzymywał nerwowo presji bycia głównym graczem... to broń może przydać się z wielu powodów. Popatrzył na dzielący ich stół. Dwie szklanki coli, dwa wysokie, przyozdobione bitą śmietaną i wiórkami czekolady koktajle i nie pasujący do tego talerz z napuchniętymi, dziurawymi w środku bułkami. Głód, jaki ścisnął jego żołądek, przypomniał mu, że wciąż nie jest gotowy na spotkanie z przyszłością, jak powinien być. A czasu – miał wrażenie – było coraz mniej. (Tylko do czego?) — Myśl, myśl w swoim tempie. Po nitce go kłębka. Uśmiechnął się. Z tego wszystkiego, co miał przed sobą, wybrał w końcu jedną z tych przełomowych bułek. Przełomowe w nich było najwyraźniej to, że można było sprzedawać pieczywo z dziurą pośrodku za tą samą cenę, co normalne bułki. — Brawo. Wymyśliłeś – odparł oficjalnie tonem, jakiego użyłby nauczyciel, by pochwalić swojego pupilka. Uważnie przyglądał się zmieniającym się wyrazom i kolorom na twarzy Ameryce. Strzelił w dziesiątkę. Stany naprawdę się tego wstydził. Naprawdę, ale naprawdę był świętoszkowaty. Znacznie bardziej, niż chciał przyznać. Boże. Co za dzieciak, pomyślał Anglia z zafascynowaniem. Ugryzł bajgiel. Przeżuł. Później w końcu nie wytrzymał i parsknął. — Ale chcesz je robić. Prawda? – Starł z kącika ust okruszek sezamu. Odczekał jeszcze chwilę. – Naprawdę nikt mi nie wierzy, kiedy mówię, że jesteś świętoszkowaty. Rozumiem, że nie pójdziemy?
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pon Wrz 19, 2016 7:36 pm | |
| Ameryka zmierzył Anglią wzrokiem, jakby ten prosty żart był czymś, nad czym faktycznie warto pochylić się dłużej. Nie odpowiedział od razu, zwlekał, choć przecież taki żart był czymś prostym, czymś na co odpowiada się szybko i bez zastanowienia. A jednak Ameryka milczał. A potem uśmiechnął się przyjaźnie, z drapieżnością małego kota, który szuka zabawy. - Arthur, postawmy sprawę jasno, już jakąś przy sobie nosisz, prawda? – spytał jak gdyby nigdy nic. A potem się roześmiał. – Och, tylko nie rób jakichś min. To rozsądne. Sam to robię – przyznał spokojnie, jak gdyby rozmawiali o pogodzie. Założył nogę na nogę, odsunął się od stołu i pomachał łydką niedbale. Pochylił się i sięgnął po shake. Uznał, że potrzebuje cukru. Nagle miał na to ochotę jak wcześniej na nikotynę, już po chwili zaczął więc spokojnie chłeptać chłodny, słodkawy napój. Papierową chusteczką starł resztki bitej śmietany z obwodu ust. Pewnie nawet nie zauważył, jaki rodzaj napięcia mogły wywołać jego słowa. Zresztą już po chwili po tej dziwnej, spokojnej i niepokojącej pozie nie było nawet śladu. Za to był róż. Dużo ciemniejącego różu, który zaczął wykwitać na brzoskwiniowych policzkach Ameryki. - Jesteś idiotą, Kirkland – parsknął. – Uważasz, że to takie zabawne. Cóż za… - Zawahał się. – Wyżyna humoru, Arthur, naprawdę. – Prychnął i odwrócił twarz w bok, zasłaniając się szklanką z wypitym do połowy shakiem. - Co? Ja? O czym ty gadasz… To zupełnie co innego! Nie zrobiłbym tego… Z nimi. Nie chciałbym. To obrzydliwe, ugh. Wy Europejczycy… - Ameryka skrzywił się wymownie, pokazując dobitnie co sądzi o Europejczykach. - Jak chcesz, to możesz sobie iść. Nikt ci nie będzie bronił. Ale kto by pomyślał. Nie dość, że jesteś stary, to jeszcze zboczony…
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Pon Wrz 19, 2016 8:53 pm | |
| Anglia uważał, że to bardzo zabawne. Nie chodziło o homoseksualizm sam w sobie, bo w tej sprawie obaj na pewno zgadzali się w tym, że tacy ludzie nie powinni pokazywać się w świetle dziennym. Jeśli już zamierzali spędzać swoje życie w anarchiczny sposób, to z dala od normalnego, spokojnego, zżytego wspólnymi normami społeczeństwa. Ludzie nie potrzebowali takich dziwactw w swoim otoczeniu, wzbudzałoby to zbyt wiele kontrowersji, nieprzyjemności i byłoby zwyczajnie męczące. Dlatego otwarty homoseksualizm był, według Anglii, szkodą dla społecznego dobra. Nie miał prawa istnieć w takiej formie. Ale czy to znaczyło, że brzydził się tych ludzi? Albo, że wstydził się tego, że istnieją, istnieli i zawsze będą istnieć? Oczywiście, że nie. Okazjonalnie bywał jednym z nich, nie negował ich istnienia i, w gruncie rzeczy, było mu obojętne, co ludzie wyprawiają w sypialniach, dopóki robią to po cichu i za zamkniętymi drzwiami. Większość odmienności dało się tolerować pod tym warunkiem, że będzie działa się w wyznaczonym do tego miejscu, gdzie nie czyniła szkody społeczeństwu. Ale Ameryka tego nie rozumiał. On prawdopodobnie nie wiedział nawet, czego i dlaczego nie toleruje. — To zabawne. Zauważyłeś, że czasem zachowujesz się jak ja, a przynajmniej jak twoja wizja mnie? – uśmiechnął się, nie dodając jednak, że w takich momentach to on zachowywał się chyba bardziej jak Ameryka. To mogłoby jednak podsunąć Stanom myśl, że nie są aż tak bardzo różni, jak mu się wydaje. A to mogłoby zachwiać światopoglądem biednego chłopca. – Nie masz zbyt wolnościowych poglądów w ich kwestii, hm? Bajgel nie smakował w jakiś przejmujący sposób, ale Anglia ugryzł go z samego faktu, że czuł fantomowy głód. Uśmiech zniknął mu z twarzy i z oczu. Na bardzo krótką chwilę pobłażliwość zastąpiła powaga. — Na wszystko jest miejsce i czas. Nawet na bycie dewiantem. – Przez chwilę mu się przyglądał, ale chwila minęła i Anglia znów poczuł rozbawienie reakcją Ameryki na to wszystko. — Typowo zamknięte amerykańskie myślenie. Nie jestem Europejczykiem – poprawił go, ale myślał głównie o tym, że Ameryka dwukrotnie nazwał go po imieniu. Nie Kirkland, co zawsze brzmiało nieco szyderczo w jego ustach, ale Arthur, tak jak mówił do niego, gdy był dzieckiem i młodym chłopcem. Czasem nawet preferowali nazywania siebie imionami ludźmi. To było jak zabawa. Ty jesteś Alfredem, ja Arthurem i nie ma w nas niczego innego niż Alfred i Arthur. Anglia nie miał wątpliwości, że Ameryka czuje do niego coś – z braku lepszego słowa – na kształt zauroczenia. Może jakąś spaczoną wersję miłości. Albo mieszał przyjaźń z pragnieniami swojego narodu, który chciał mieć, zgarniać coraz więcej, dominować nad innymi, pożądał tak wielu rzeczy... Cokolwiek czuł Ameryka, równie łatwo mogło pochodzić od niego, jak i być splątanymi i zmieszanymi uczuciami, ledwie pantomimą prawdy. Czas pokaże, stwierdził Anglia. Poczuł coś, czego nie potrafił nazwać, więc zrobił najprostszą możliwą rzecz i wyrzucił ten problem z głowy. — Chcę iść – stwierdził z przekonaniem. Uśmiechnął się z lekką przekorą. – Pójdę. Ale musisz mnie tam najpierw zaprowadzić, albo przynajmniej podać adres. Chyba, że jesteś na to zbyt świętobliwym chłopcem. | |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Wto Wrz 20, 2016 12:25 am | |
| Ameryka uważał, że to obrzydliwe, nienaturalne i niemoralne. Choć nigdy nie zastanawiał się, czy są to faktycznie jego myśli i jego opinie. Po prostu sam widok dwóch mężczyzn, którzy się całowali wywoływał u niego nieprzyjemny skręt kiszek. A czy byłoby tak, gdyby byli jego ludźmi? Czasami Alfred sam nie miał pewności. Kiedyś podobnie reagował na czarnych, prawda? Ale potem wyplenił to z siebie, wyrzucił. Zabił wtedy, w trakcie wojny secesyjnej. Czasami w lustrze widział tę nienawiść, gdy ścierała się północ z południem, ale były to resztki, słabe, przebrzmiałe echo, które znikło i choć Afroamerykanie nadal, aż po dzień dzisiejszy walczyli o swoje prawa, Alfred ich kochał. Byli jego ludźmi. Ale dewiacje seksualne nadal przyprawiały go o gęsią skórkę podobnie jak poligamia. - Co? – Ameryka parsknął jawnie obruszony taką sugestią. – Naprawdę nie mam pojęcia o czym mówisz. Zwłaszcza, że ja umiem się bawić. Twoją zabawą jest podpuszczanie mnie… - Ameryka urwał wymownie, z czystą hipokryzją ignorując fakt, że sam bardzo często podobnie bawił się z Anglią. I uważał to za świetnie spędzony czas. Jednak on mógł. Co innego Anglia. Nie, Anglia powinien się czerwienić, nie on. Ale skąd Alfred mógł przypuszczać, że Anglia jest aż tak… Dziwny. Zboczony. Więc Francja miał rację. Ameryka wbił pusty wzrok w Anglię, rozważając ten dramatyczny fakt. - To nie ma nic wspólnego z wolnością! To nienaturalne! – Skrzywił się, nieświadomie podnosząc głos. Kilka głów obróciło się w ich stronę. Większość osób tylko pobieżnie zlustrowała ich wzrokiem, reagując na nagły głośny dźwięk, który przebił się znad zgrzytającego radia. Nie interesował ich temat rozmowy. Każdy miał swoje życie. A Ameryka skutecznie zapominał, że w ogóle ktokolwiek go otacza. W takich chwilach robił to wręcz nałogowo. - Wy Europejczycy macie dewiację we krwi – orzekł Ameryka tonem znawcy, ignorując protesty Anglii. – Leżysz koło Europy, dla mnie to Europa – wyjaśnił krótko. – Niewiele was różni. Teraz zachowujesz się jak Francis. Ameryka nawet nie zauważył, że wplatał imię Anglii pomiędzy poszczególne zdania. To ludzkie imię, które nie do końca uznawano za prawdziwe, a jednak istniało i było czymś… Nie tak suchym. Alfred, Arthur, każde z nich miało może pospolite brzmienie, ale kryło się za tym coś ponad oficjalnym „Anglio”, „Ameryko” lub kpiącym „Jones” czy „Kirkland”. (Tymczasem Ameryka był już na etapie dojrzałego, przebrzmiałego pomidora.) - C-co? – Prychnął. Pociemniał. Spojrzał w bok jeszcze bardziej intensywnie niż chwilę temu. – Nienawidzę cię, jesteś cholernym, wrednym kretynem. Ale pójdę tam z tobą tylko po to, by nie dać ci głupiej satysfakcji. Nie sprawi mi to przyjemności. – Zerknął na Anglię. – Ale to dlatego, że to skrzywienie, Kirkland.
| |
| | | Anglia
Liczba postów : 118 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Wto Wrz 20, 2016 7:42 am | |
| — Wiesz, jak głupio to brzmi, Am...Alfred. Chociaż może nie wiesz? Czasami nie mam pojęcia. – Postawę miał śmiałą w ten sposób, jaki zwykle okazywał dopiero po rozluźnieniu alkoholem. Ameryka mógł się tym dziwić, w końcu nie znał go od tej strony. Dwie wielkie wojny, które zbliżyły ich do siebie, nie były sprzyjającą okolicznością, by okazywać rozluźnienie i dobry humor. Czasy, które po nich nastały, też nie. Ale trzy miesiące temu Anglia odkrył, że ich relacje zmieniły się na tyle, że on i Ameryka byli sobie bliżsi. Na tyle bliscy, że zamierzał zachowywać się przy nim bardziej otwarcie i obserwować efekty. Trzy miesiące temu, po podróży, którą odbyli, złożył to postanowienie na jego ustach i, nieważne jak cholernie tandetnie to brzmiało, Anglia nie znosił łamać postanowień, które złożył samemu sobie. On i Ameryka potrzebowali tego zbliżenia. Nie tylko ja, świat też tego potrzebuje, myślał Anglia. Kogoś, kto będzie na tyle blisko Stanów, by choć trochę wpływać na jego umysł w tej potyczce z Rosją o władzę nad światem. Bo bez tego Ameryka będzie coraz bardziej niestabilny i nieprzewidywalny, a to przeczy wszelkim zasadom zachowywania równowagi na świecie – sposobowi działania, którym Anglia od zawsze kreował rzeczywistość wokół siebie, Tak naprawdę nie zmieniło się nic, oprócz palety dostępnych mu środków. Balans nie zostanie zachowany, jeśli on nie zbliży się do Ameryki, nie stanie przy jego boku i nie przeprowadzi go przez historię. A, że przy tym wszystkim jego ludzka strona, ta mniej istotna przy dokonywaniu życiowych wyborów, ciągnęła w tym samym kierunku, co rozsądek narodu? Anglia mógł być tylko i wyłącznie wdzięczny za taki stan rzeczy i wykorzystać go do cna. Cieszyć się z towarzystwa Ameryki, z jego uśmiechu i uczuć, czymkolwiek by nie były, ze smaku ust, które niedługo znowu poczuje, z faktu, że będzie mógł chronić go przed niebezpieczeństwem na swój własny sposób. Nie zamierzał utrzymać przy tym powściągliwego dystansu. On i tak z biegiem czasu upadnie. Nie było już odwrotu. (Anglia już wiedział, kim chce być. Dalej sobą, choć może na mniej korzystnych zasadach.) — Twój koktajl jest nienaturalny. Cola też. Budynek, w którym jesteśmy, swoi tu wbrew normalnemu porządkowi rzeczy. Miłość... – Popatrzył na Amerykę z zastanowieniem. – Nawet ta obrzydliwa i chora, pojawia się w naturze. Jest inna. Wymaga dodatkowych regulacji. Ale jest – umilkł, uznając, że tyle wystarczy. Nie chciał, żeby Ameryka uznał go za obrońcę homoseksualistów, bo nie był nikim takim. Sam traktował ich raczej jak rodzaj wycieczki do zoo, zetknięcie się z innym światem. Po prostu nie negował ich istnienia tak, jak robił to Ameryka. Żył zbyt długo, by to robić, a z kolei Ameryka... Jeśli zacznie głośniej krzyczeć, to wzbudzi w końcu poważniejszą uwagę gości. A Anglia tego nie chciał. Po prostu go drażnił, a nie próbował przekonać. Uśmiechnął się. — W twoich ustach to brzmi jak komplement – uśmiechnął się leciutko. Oglądanie zmagań Ameryki z moralnością przynosiło mu zaskakująco dużo rozrywki. Może, gdyby Stany nie pocałował go raz i nie odpowiedział na kilka kolejnych, to nie byłoby aż tak zabawne. A w końcu obaj byli, w jakimś sensie, mężczyznami. Krajami przede wszystkim, ale mężczyznami zaraz potem. – Może oprócz tego z Bonnefoyem. Porównanie kogokolwiek do Bonnefoya nigdy nie będzie komplementem. Przejmował się proporcjonalnie mniej do rosnącego rumieńca na twarzy Ameryki. Zupełnie jakby przelewał na niego swoje zwyczajowe obawy. Może to nie było tak do końca fair, przeszło mu przez myśl, ale zaraz potem doszedł do wniosku, że, gdyby Ameryka nie miał tak wąskich horyzontów, to nie byłoby problemu. Musiał nauczyć się myśleć po swojemu, a nie tylko tak, jak myślało dominujące pokolenie ludzi, inaczej może mieć problem. Bo ludzie jako ogół byli zwykle cholernie głupi. — Oczywiście, że nie sprawi ci to przyjemności. – Upił coli. – Żadnej. Ale teraz pomyśl. Czy ktokolwiek będzie spodziewał się takiego świętoszkowatego chłopca w tamtym miejscu? Uśmiechnął się do niego z samozadowoleniem, jakby był psem, który wywęszył rozwiązanie jakiegoś problemu i przyniósł je w pysku do człowieka. Normalnie skrywał tę stronę siebie – jeśli coś przynosiło mu radość, to ukrywał do przed ludźmi, bo wiedział, że ich naturalnym pragnieniem będzie mu to odebrać. Ale satysfakcji z rumieńca Ameryki nie zabierze mu nikt.
| |
| | | Stany Zjednoczone
Liczba postów : 102 Join date : 21/06/2016
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. Sro Wrz 21, 2016 12:30 am | |
| Ameryka spojrzał nieufnie na Anglię. Nie poznawał go z tym prowokującym zachowaniem, które teraz prezentował. Przez myśl Alfredowi przeszło nawet, że może ktoś podmienił Arthura i teraz ma przed sobą kopię. To brzmiało idiotycznie, ale cholera wie, do czego zdolny był Rosja. Ameryka wierzył, że praktycznie do wszystkiego. Już nic nie mogło go zdziwić. Prawie. Bo teraz właśnie zadziwiał go Arthur, choć Ameryka dawał to po sobie poznać dość niekonwencjonalnie. Teraz na przykład zazgrzytał zębami. Nie podobało mu się, że traci grunt pod stopami. Musiał szybko go odzyskać. - Głupio brzmi? Co znowu „głupio brzmi”? – Zmrużył oczy i zlustrował podejrzliwie Anglią spojrzeniem. Zaczynał gubić się nieco w tym, co mówił do niego Anglia, ale tylko dlatego, że Ameryka nienawidził tracić poczucia władzy nad rozmową. Zawsze to on musiał być górą i dyktować warunki. Kierować rozmową i, cóż, przejmować nad nią kontrolę po kawałku, dopóki nie dominował jej całkowicie. A tutaj? Anglia była drugą obok Rosji osobą, która tak irytująco wytrącała go z równowagi. A Ameryka był teraz całkiem jawnie naburmuszony i nadal – jak najbardziej – czerwony na twarzy. - Teraz gadasz już po prostu głupoty. – Ameryka odetchnął i poczuł cień ulgi. Tak. Słowa Anglii nie miały po prostu sensu. Poczuł się z tym w pewien sposób – lepiej. Bo dzięki temu mógł obarczyć winą dziwactwa Anglii. Tak było prościej, by nie zastanawiać się głebiej nad jego słowami. – Przecież cola czy shake to naturalne napoje. Z naturalnych składników. Naprawdę, Arthie… - Zrobił krótką, znaczącą pauzę. – Jeszcze chwila i zaczniesz do tego… Tego czegoś porównywać frytki! – Parsknął śmiechem. Rozluźnił się odrobinę i rozsiadł wygodniej. - Dewiacja? Twoja? – Ameryka parsknął. – Starość ma swoje… Przywileje, ale zaczynam się o ciebie bać! Alfred roześmiał się głośno, maskując tym swoją nadal obecną niepewność. Choć czerwień powoli zaczęła jaśnieć na jego policzkach, nadal skóra na twarzy Ameryki była barwy soczystej, kwitnącej piwonii. - To naprawdę część twojej głupiej gierki? – Ameryka przewrócił oczyma. – To tak koszmarnie niskie… Że aż jestem pod wrażeniem. Gdzie się podział twój wyrafinowany cynizm i sarkazm? – Machnął niedbale dłonią, odstawiając opróżnioną szklankę po shake’u. Pił i jadł jak smok. Pochłaniał zatrważające ilości pokarmów i nawet tego nie zauważał. Teraz zaś sięgnął po bajgla bez żadnych zahamować czy wątpliwości. - Nie masz przypadkiem gorączki?
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. | |
| |
| | | | Londyn, pierwsza połowa lat 50tych. | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|